Krystyna Pawłowicz nie żałuje swoich obraźliwych słów o posłance Ruchu Palikota Annie Grodzkiej. "Za co mam przeprosić? Z czego się wytłumaczyć?" - pyta posłanka PiS w rozmowie z Gazetą.pl. Zlekceważyła również krytykujący ją list naukowców: "Nie interesuje mnie, co napisali. Ja mam swoje zdanie" - powiedziała.

Wszystko zaczęło się od wypowiedzi profesor Krystyny Pawłowicz, która podczas spotkania Klubu Gazety Polskiej w Mińsku Mazowieckim powiedziała o posłance Ruchu Palikota miedzy innymi: "To nie jest tak, że jak się człowiek nażre hormonów i zrobi sobie operację, to się staje kobietą. Kod genetyczny decyduje".

Posłanka PiS nie widzi nic obraźliwego w swoim stwierdzeniu, że twarz posłanki RP kojarzy jej się z twarzą boksera. "Co jest w tym obelżywego? Tego człowieka tam nie było... Zresztą ja to mówiłam przy tym człowieku, nie wystarczy się najeść hormonów ani nawet zrobić sobie operacji, żeby mówić: jestem kobietą. Za co mam przeprosić? Z czego się wytłumaczyć?" - pyta retorycznie Pawłowicz dziennikarzy Gazety.pl.

I dodaje: "Ja nie wiem, co ma napisane w dowodzie. Ja widzę mężczyznę obok siebie, wiem, że to jest człowiek, który miał dzieci, syna wcześniej. (...) Jeżeli ktoś jest wypisz wymaluj mężczyzną, to dlaczego mam mówić do niego "Proszę pani"? Nie jestem w stanie tak mówić. Jak ktoś wygląda jak mężczyzna, to mam prawo to powiedzieć, czy nie?".

Wypowiedzi profesor Krystyny Pawłowicz oburzyły jednak między innymi ponad 40 przedstawicieli środowiska akademickiego. Pracownicy naukowi kilku polskich uniwersytetów i uczelni wyższych skierowali list otwarty w sprawie wypowiedzi posłanki PiS. Ich zdaniem, w swoich ostatnich publicznych wypowiedziach profesor Krystyna Pawłowicz sprzeniewierzyła się naukowemu etosowi.

Pawłowicz w rozmowie z Gazetą.pl o liście naukowców powiedziała tylko: "To środowiska liberalne. Każdy ma prawo wyrażać swoje opinie, ja mogę wyrażać swoje. Nie interesuje mnie, co napisali. Ja mam swoje zdanie".