Ponad dobę od serii eksplozji w chińskim mieście Tiencin, w pobliżu miejsca katastrofy odnaleziono żywą osobę - podały chińskie media. Kilka tysięcy mieszkańców, którzy zostali ewakuowani, lub stracili dach nad głową, ostatnią noc spędziło w tymczasowych obozach.

Trwa ustalanie przyczyn wybuchu i szacowanie strat. Nad miejscem eksplozji wciąż unosi się dym. Wznowiono jednak akcję poszukiwawczo-ratowniczą. Dzięki niej w piątek nad ranem czasu lokalnego w rumowisku udało się odnaleźć żywego mężczyznę. Został on przewieziony do szpitala. Powołany wczoraj przez lokalne władze zespół śledczych stara się ustalić, co było przyczyną wybuchu ognia, a następnie eksplozji.

Chińska agencja prasowa Xinhua podała jednak, że do tej pory władzom nie udało się ustalić, jakie związki chemiczne składowane były w magazynie niebezpiecznych substancji. Władze zapewniają, że nie doszło do skażenia powietrza. Tymczasem w miejscu katastrofy stwierdzono zanieczyszczenie gruntu cyjankiem. Ostatni bilans ofiar tragedii w Tiencinie to 50 osób zabitych i ponad 700 rannych. Wciąż kilkadziesiąt osób uznaje się za zaginione.