Warszawska giełda przedstawiła wczoraj przed południem zbiór zasad ładu korporacyjnego „Dobre praktyki spółek notowanych na GPW 2016”. Ta – skądinąd istotna dla giełdowych inwestorów wiadomość – została zepchnięta na margines przez inne wydarzenia, do których doszło w siedzibie GPW kilka godzin później.
Pierwsze nieoficjalne doniesienia brzmiały więcej niż sensacyjnie: „Prezes GPW zatrzymany przez CBA”, „CBA przeszukuje siedziby GPW oraz MSP”. Wkrótce okazało się, że były one mocno przesadzone. Prokurator Waldemar Tyl z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie szybko zdementował informację o zatrzymaniu prezesa GPW Pawła Tamborskiego.
– Żadne służby nie prowadzą czynności na terenie giełdy. Sprawa w ogóle nie dotyczy GPW – wyjaśniało również biuro prasowe warszawskiej giełdy. Niedługo potem sprawę starał się wyjaśnić na antenie TVN BiŚ sam zainteresowany, czyli Paweł Tamborski. – Od kilku miesięcy prokuratura prowadzi postępowanie związane z prywatyzacją Ciechu. CBA otrzymało od prokuratury zlecenie, aby zwrócić się do mnie o wydanie sprzętu, którego używałem, pracując w Ministerstwie Skarbu, a który po odejściu z resortu odkupiłem. Na giełdzie pojawili się więc funkcjonariusze, którzy poprosili o wydanie nośników, a że nie miałem ich w biurze, udaliśmy się do mnie do domu. Sprzęt wydałem, wróciłem na giełdę, pracuję, giełda pracuje normalnie – powiedział szef GPW.
Również rzecznik Ministerstwa Skarbu Państwa Emil Górecki zaprzeczał pojawiającym się doniesieniom o przeszukaniach w siedzibie resortu: – W MSP nie ma żadnych przeszukań. Już od kilku miesięcy udostępniamy wszystkie potrzebne materiały i współpracujemy z prokuraturą.
Nieco inaczej wyglądało to jednak według rzecznika prasowego CBA Jacka Dobrzyńskiego, którego cytowała TVN24: – Agenci CBA na zlecenie prokuratury prowadzą przeszukania w pomieszczeniach tych instytucji.
Również Ciech wydał oświadczenie, w którym informuje, że działania CBA „nie dotyczą samej spółki i pozostają bez związku z jej bieżącą działalnością biznesową”.
Sprawa, którą bada CBA, dotyczy Ciechu, a dokładniej odsprzedania przez MSP w 2014 r., gdy Tamborski był wiceministrem w tym resorcie, akcji tej chemicznej firmy. Pakiet 37,9 proc. papierów przedsiębiorstwa kupiła należąca wtedy do Jana Kulczyka spółka KI Chemistry z Luksemburga. Cena pojedynczej akcji wynosiła 31 zł – w sumie 619,16 mln zł. Było to nieco mniej, niż wynikało z giełdowej wyceny Ciechu (kurs wynosił ok. 33 zł).
W ciągu zaledwie roku wartość odkupionych przez Kulczyka walorów Ciechu wzrosła o ponad 100 proc. Ostatnio akcjami spółki handlowano po ponad 70 zł za sztukę. Właśnie ta dysproporcja była podstawą do zainteresowania się CBA prywatyzacyjną transakcją z zeszłego roku.
Jan Kulczyk i Paweł Tamborski byli też „bohaterami” afery taśmowej. Mieli rozmawiać ze sobą w restauracji Amber Room w czasie, gdy pierwszy starał się o zakup pakietu akcji Ciechu, a drugi był wiceministrem Skarbu Państwa.
Wczoraj o godzinie 14.30, gdy pojawiły się pierwsze nieoficjalne doniesienia dotyczące rzekomego zatrzymania Tamborskiego i przeszukań na giełdzie oraz w MSP, kurs akcji GPW przy stosunkowo wysokich obrotach spadł do 37 zł (czyli o 2,4 proc.). W ciągu kilkudziesięciu minut wrócił jednak do wcześniejszego poziomu.
Mocno zareagował za to giełdowy kurs Ciechu. Cena akcji spadła do poziomu 67,17 zł, czyli o ponad 6 proc. Na koniec sesji kurs wrócił do poziomu bliskiego początk0wi notowań.