Do Australii dotarł amerykański specjalistyczny sprzęt, który pomoże w zlokalizowaniu czarnych skrzynek zaginionego boeinga. Ponownie przeszukiwane są akweny, na których mogło dojść do katastrofy. Dotychczas jednak nie odnaleziono żadnego fragmentu maszyny.

Trwa wyścig z czasem, bowiem czarne skrzynki boeinga będą emitowały sygnał ułatwiający ich lokalizację jeszcze przez niespełna dwa tygodnie. Dno oceanu na obszarze, który przyjmuje się za domniemane miejsce katastrofy, pokrywa wiele czynnych podwodnych wulkanów. To może znacznie utrudnić poszukiwania wraku.

W operacji na wodach oddalonych o 2500 kilometrów od Australii bierze udział około 10 samolotów. Szczątki samolotu, po podjęciu przez statki, mają być przetransportowane do Australii, która jest najbliższym lądem.

Jak do tej pory, pomimo odnalezienia domniemanych szczątków maszyny na zdjęciach satelitarnych, nie udało się odnaleźć żadnego przedmiotu pochodzącego z zaginionej jednostki. Boeing 777 leciał 8-ego marca z Kuala Lumpur do Pekinu. Zniknął z radarów w drugiej godzinie lotu. Na jego pokładzie znajdowało się 239 osób.