- Mamy duży kłopot. David Learmount powiedział, że „nie szukamy szpilki w stogu siana, my dopiero szukamy stogu”. Prawda jest taka, że będziemy w niepewności dopóki nie znajdziemy choć jednego dowodu – dodał ekspert Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Nie można wykluczyć ani „totalnej awarii” na pokładzie, ani działania intencjonalnego. – Technicznie możliwe jest wyłączenie części urządzeń powiadamiających o statusie lotu. Są urządzenia, które wysyłają sygnał niezależnie od woli i chęci pilota, których nie można wyłączyć. Trzeba jednak pamiętać o tym, że one nadają z ograniczonym zasięgiem – mówił ekspert PKBWL. Podkreślił, że duże powierzchnie oceanów są „pozbawione pokrycia radarowego”.
- Takich wypadków, które, gdybyśmy nie znali przyczyn, byłyby bardzo tajemnicze, jest wiele. Mieliśmy wypadek saudyjskiego samolotu w roku 1980, który po pożarze na pokładzie wylądował, tam był dym również, wylądował szczęśliwie na lotnisku, zatrzymał się, po czym po bardzo nieudolnej akcji i błędach popełnionych otworzono ten samolot i wszyscy byli martwi. Mimo, że samolot wylądował na lotnisku i był w otoczeniu służb ratowniczych. Mieliśmy wypadek samolotu Helios, który bardzo spektakularnie doleciał do granic swojego zasięgu i spadł, bo popełniono błędy w obsłudze układu heremetyzacji. Tutaj żadnego scenariusza nie można wykluczyć – mówił Jedynak. Podał również przykład z Afryki, gdzie w ubiegłym roku kapitan samolotu celowo rozbił go, zabijając wszystkich pasażerów.