Telewizji TTV udało się porozmawiać z ratownikiem medycznym, który wraz z ekipą pogotowia przybył na pierwsze wezwanie Katarzyny W., matki Magdy z Sosnowca, oskarżonej o zabójstwo córki. Jego słowa wskazują, że kobieta od początku mogła mataczyć w sprawie śmierci dziecka.

Zaginięcie małej Magdy zgłoszono 24 stycznia 2012 roku. Pogotowie, które zostało wezwane do leżącej na chodniku kobiety, którą ktoś rzekomo uderzył, a potem porwał jej dziecko, przyjechało w kilka minut.

"Biegaliśmy z obu stron, ja z jednej, a lekarz z drugiej. Pacjentka (Katarzyna W. - red.) czuła się na tyle dobrze, że mogła zostać pod opieką pielęgniarki" - opisuje tamte wydarzenia TTV Andrzej Badura, ratownik medyczny, który przyjechał z ekipą na miejsce zdarzenia.

Ekipa znalazła Katarzynę W. na kolanach, przytomną. Podejrzane jest to, że - według Badury - kobieta miała ubrudzone tylko kolana. Tymczasem gdyby upadła, uderzona miałaby ślady również na kurtce.

"Pielęgniarka stwierdziła ślad po uderzeniu z tyłu głowy, ale przy badaniu pacjentka nie sugerowała, że ją w tym miejscu boli. Dopiero na pytanie, czy ją boli, odpowiedziała, że tak" - zaznacza ratownik w rozmowie z TTV.

31 grudnia prokuratura złożyła akt oskarżenia w sprawie śmierci półrocznej Magdy z Sosnowca. Matka dziecka Katarzyna W. odpowie za zabójstwo dziecka. Według śledczych oskarżona udusiła córkę.