Parlament Europejski zaostrzył stanowisko i chce, by kurierzy i kierowcy pracujący na rzecz międzynarodowych gigantów cyfrowych mieli umowy o pracę. W Polsce może to dotyczyć kilkuset tysięcy osób, często cudzoziemców.
Podczas niedawnego głosowania w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą w sprawie poprawy warunków pracy za pośrednictwem platform internetowych (dalej: dyrektywa o pracy platformowej) większość europarlamentarzystów opowiedziała się za wprowadzeniem jednoznacznego domniemania, że kurierzy,
kierowcy i dostawcy jedzenia pracujący na rzecz internetowych gigantów, takich jak Uber, Bolt i Glovo, powinni być traktowani jak pracownicy. W tym celu wykreślono z projektu dyrektywy zapis o pięciu warunkach, które komplikowały przenoszenie zatrudnionych w platformach na etaty. Oznacza to, że po wejściu w życie dyrektywy każdy kurier i kierowca pracujący dla platformy internetowej zostanie uznany za etatowego pracownika. Chyba że jego pracodawca udowodni, że taka osoba nie jest pracownikiem i może pracować na kontrakcie.
Przyjęcie przez PE stanowiska w sprawie projektu dyrektywy to krok do jej wdrożenia. Najpierw musi nastąpić uzgodnienie jej z Radą UE, w której zasiadają przedstawiciele rządów wszystkich państw
UE.
Przypomnijmy, że prace nad tymi przepisami rozpoczęły się prawie dwa lata temu. Komisja Europejska zaproponowała wtedy nową dyrektywę o pracy platformowej. Miałaby ona uregulować zatrudnienie tych osób, których czas pracy i wynagrodzenie zależą od zamówień napływających na aplikacje na
smartfony i portale internetowe.
W Polsce w ten sposób może pracować nawet kilkaset tysięcy osób. Zwykle nie mają ubezpieczenia,
prawa do urlopu, nie chronią ich normy dotyczące czasu ich pracy. Działanie platform internetowych może też stanowić nieuczciwą konkurencję dla przedsiębiorców działających w zgodzie z polskimi przepisami nakazującymi zatrudnianie pracowników na etatach, opłacanie za nich podatków i składek do ZUS oraz organizujących ich pracę zgodnie z ograniczeniami wynikającymi z kodeksu pracy.
Polska przeciwna dyrektywie?
Co ciekawe, przeciwko zmianom w dyrektywie zaproponowanym przez
PE - niekorzystnym dla cyfrowego biznesu - zagłosowali wszyscy eurodeputowani z PiS. Wszystko wskazuje na to, że również polski rząd zaprezentuje negatywne stanowisko wobec ograniczenia swobody cyfrowych gigantów.
Skąd taki wniosek? 8 grudnia ub.r. na stronie internetowej Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej została opublikowana (po angielsku) informacja na temat dyrektywy. Pojawia się w niej wypowiedź Marleny Maląg, minister rodziny, która wzięła udział w posiedzeniu Rady UE poświęconemu wypracowaniu wspólnego stanowiska unijnych rządów w tej sprawie (co się nie stało). „Polski rząd przykłada wielką wagę do ochrony osób wykonujących pracę. Jesteśmy jednak świadomi tego, że ekonomia platformowa zwiększa szanse wielu osób na rynku pracy, dzięki elastyczności i ułatwieniom w godzeniu ról” - miała powiedzieć minister Maląg.
- Na przykładzie unijnego procesu legislacyjnego dotyczącego projektu dyrektywy o pracy platformowej widać dysfunkcję przepływu informacji między resortem rodziny a partnerami społecznymi co do tego, jakie stanowisko zaprezentuje nasz rząd w trakcie tych prac i jakie argumenty stoją za tym stanowiskiem. A tego, że jest ono dalekie od oczekiwań strony związkowej i zgodne z interesami internetowych platform zatrudnieniowych, dowiadujemy się z internetu. Bardzo dziwi nas taka wypowiedź, szczególnie że pada z ust przedstawiciela rządu powołującego się na dbałość o interesy i prawa zatrudnionych - komentuje Barbara Surdykowska, ekspertka Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Związki domagają się uporządkowania polityki rządu i informowania partnerów społecznych o stanowisku rządu prezentowanym w trakcie takich prac.
- Gdy patrzymy na rosnącą aktywność Komisji Europejskiej w zakresie prospołecznych zmian, rodzi się pytanie o przejrzystość przepływu informacji na linii polski rząd - partnerzy społeczni - dodaje Barbara Surdykowska.
Potrzebny kompromis
- Temat regulacji pracy w ramach platform cyfrowych budzi kontrowersje. Trzeba tu poszukiwać wyważonych rozwiązań. Stanowisko PE jest skrajne. Nie uwzględnia specyfiki krajowych rozwiązań i zostało przygotowane jako punkt wyjścia do dalszych negocjacji z Radą UE - komentuje Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy z Konfederacji Lewiatan.
Uważa, że pracy platformowej nie można oceniać negatywnie. Wskazuje, że badania pokazują, że platformy wychodzą naprzeciw potrzebom zatrudnionych, szczególnie młodych osób.
- Koncepcja PE wprowadza jednolity w UE, i do tego bezwarunkowy, standard ustalania istnienia stosunku pracy. Byłaby to zmiana rewolucyjna, bo każde państwo UE ma własne regulacje i doświadczenia w jego stosowaniu. Istnieje ryzyko, że takie domniemanie stosunku pracy mogłoby dotyczyć nie tylko platform cyfrowych i zostałoby rozciągnięte na cały rynek pracy, zatrudnionych na kontraktach i prowadzących działalność. Lepszym podejściem byłoby więc pozostawienie poszczególnym państwom swobody w dostosowaniu przepisów krajowych do celów określonych przez dyrektywę - dodaje Lisicki. ©℗
opinia
Dominik Owczarek ekspert rynku pracy z Instytutu Spraw Publicznych
/
Materiały prasowe
W czasie czeskiej prezydencji prace nad dyrektywą zmierzały do zmiękczenia nowych przepisów, tak by domniemanie istnienia stosunku pracy wjak najmniejszym stopniu dotykało obecnych modeli działania platform. Wraporcie sprawozdawczym Parlamentu Europejskiego część ztych łagodzących zapisów została usunięta, zostały jednak niektóre propozycje, np. pozwalające poszczególnym państwom na decydowanie, czy wdrożą nowe przepisy usiebie, czy też pozwolą na swobodne działania platform cyfrowych.
W przypadku Polski ma to szczególne znaczenie ibardzo mnie ciekawi, jakie stanowisko wsprawie dyrektywy zaprezentuje nasz rząd na forum Rady UE. Przypomnę tylko, że ostatnie oficjalne stanowisko wtej sprawie, przedstawione w 2021 r. przez wiceminister rozwoju Iwonę Michałek, wskazuje, że w Polsce nie ma potrzeby wprowadzania zmian, bo każdy zatrudniony korzysta ze swobody zawierania umów.
Podobne, bardzo korzystne stanowisko polskiego rządu dla platform cyfrowych można także znaleźć wtzw. lex Uber, czyli regulacji, która dostosowała krajowe przepisy przewozowe do potrzeb międzynarodowego giganta. Tymczasem niemiecki rząd wtym samym czasie stwierdził, że to Uber musi dostosować się do tamtejszych przepisów.
Nie mam wątpliwości, że dotychczasowe modele biznesowe platform cyfrowych są niebezpieczne inależy je uregulować. Dziś zajmują się one głównie transportem idostawami, ale wraz zrozwojem sztucznej inteligencji ipostępem technologicznym można się spodziewać, że wprzyszłości będą wypierać także specjalistów średniego szczebla, których obowiązki zaczną przejmować np. znacznie tańsi pracownicy zdrugiego końca świata. Ao tym, że takie platformy działają wsposób bezwzględny, niech świadczy to, że wczasie pandemii COVID-19 te pośredniczące wzamawianiu jedzenia tak podniosły swoje marże, że uderzyły wgastronomię, dla której zamówienia na wynos były jedyną szansą na przetrwanie kryzysu wywołanego zamrożeniem tej branży. Także wtym przypadku zabrakło interwencji państwa.