Z udziałem przedstawicieli czterech ugrupowań startujących w wyborach parlamentarnych odbyła się w piątek wieczorem debata w TVN24. Tematem jest rolnictwo. W dyskusji biorą udział reprezentanci PO, SLD, PSL i PJN; nie ma natomiast przedstawiciela PiS.

Była to czwarta z cyklu debat przedwyborczych w TVN24. Pierwsza dotyczyła służby zdrowia i polityki społecznej, druga - polityki zagranicznej, kolejna - infrastruktury i rozwoju regionalnego. We wszystkich tych spotkaniach brali udział przedstawiciele PO, SLD, PSL i PJN; nie uczestniczyli w nich reprezentanci PiS.

PSL i PJN przeciwne GMO; SLD i PO - trzeba to przemyśleć

Należy nadal prowadzić badania dotyczące wpływu organizmów genetycznie modyfikowanych na zdrowie ludzi i zwierząt - uważają uczestnicy debaty. Przedstawiciele PSL i PJN są przeciwni wprowadzaniu GMO, a SLD i PO uważają, że należy to przemyśleć.

Minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL), który zabrał głos jako pierwszy w piątkowej debacie w TVN24 powiedział, że dopóki nie ma stuprocentowej pewności, że żywność genetycznie modyfikowana jest w pełni bezpieczna, trzeba doprowadzić do takiego stanu prawnego w Europie, aby GMO uprawiane, ale także żywność wyprodukowana z wykorzystaniem GMO, nie mogła być do Europy sprowadzana ani tu rozprowadzana.

Sawicki przyznał, że żywność taka jest na rynku, ale coraz więcej państw od niej się odwraca. "My mamy bardzo dobre, bardzo zdrowe rolnictwo w oparciu o tradycyjne zarówno odmiany, jak i gatunki roślin i rasy zwierząt. Warto, aby ten naturalny dorobek ugruntować (...) Warto chronić to co krajowe, to co narodowe, co polskie" - podkreślił.

Europoseł SLD, b. minister rolnictwa Wojciech Olejniczak uważa, że w sprawie GMO "nie wolno postępować populistycznie, bo w ten sposób tracimy czas". Zwrócił uwagę, że ponad 80 proc. stanowią pasze z udziałem GMO, głównie soi. Dzięki temu rolnictwo polskie jest konkurencyjne. "Jeżeli chcielibyśmy nagle zakazać używania tych pasz, to po pierwsze polskie rolnictwo straciłoby konkurencyjność. Rolnicy by tego nie wytrzymali, to jest niemożliwe do zniesienia. Alternatywą jest stosowanie ogromnej ilości chemii, pestycydów, nawozów" - powiedział.

Według niego nie ma w Polsce poważnego środowiska naukowego, które chciałoby całkowicie zakazać GMO. Zwrócił zarazem uwagę na konieczność kontroli GMO. "Dzisiaj żyjemy w XXI wieku i nie wolno wylać dziecka z kąpielą" - dodał. Jego zdaniem nie jest dzisiaj udowodnione, że GMO niesie za sobą szkody.

Wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke (PO) przytaczał dane, według których ok. 60 proc. światowej żywności wyprodukowano z wykorzystaniem organizmów zmodyfikowanych genetycznie, w Polsce ponad 80 proc. pasz jest produkowanych z soi zmodyfikowanej genetycznie, w Stanach Zjednoczonych jest to ponad 97 proc. "Jeżeli w 2010 r. będzie nas ok. 10 mld ludzi, to skąd wziąć tyle żywności, by wszystkich wyżywić przy zmniejszającej się ilości hektarów wykorzystywanych do produkcji?" - pytał wiceminister. Jego zdaniem trzeba w publicznej debacie wykazać, czy GMO jest szkodliwe dla zdrowia ludzi i zwierząt, czy nie. Zaznaczał, że na razie nie ma na to dowodów.

Także Wojciech Mojzesowicz (PJN) jest zdania, że badania nad wpływem GMO na ludzi i zwierzęta trzeba nadal prowadzić. Jednak - jak zaznaczał - "jeśli te rośliny pojawią się na naszych polach, to nie można ich już będzie wycofać". Dlatego - jego zdaniem - na razie w Europie, a tym bardziej w Polsce, nie ma potrzeby, aby uprawiać GMO. "Jest sens, by wprowadzić coś, co zwiększa plony, co zwiększa wydajność, co poprawia jakość. (...) Na dzisiaj potencjał roślin, które uprawiamy w Polsce - pszenicy, żyta, buraków, rzepaku niemodyfikowanych genetycznie jeszcze nie jest wykorzystany" - zauważył poseł PJN.

Opozycja: mogliście zreformować KRUS; Sawicki: są ważniejsze sprawy

Opozycja zarzuciła koalicji, że przez 4 lata nie zreformowała rolniczego systemu ubezpieczeń - Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL) uważa, że były ważniejsze sprawy niż zmiany w KRUS.

Wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke (PO) podkreślił, że udało się w tej kadencji podnieść składki na KRUS dla największych gospodarstw. "Trzeba na problem ubezpieczeń na wsi popatrzeć kompleksowo, trzeba odważnych, ale i rozważnych decyzji" - podkreślał. "Dalsze działania przy reformowaniu KRUS wymagają maksymalnej staranności" - dodał.

"Zmiana systemu wymaga analiz - teraz je kończymy, jesteśmy w stanie w ciągu kilku następnych miesięcy te analizy przedstawić" - zadeklarował, zaznaczając, że "nowy system musi być lepszy od obowiązującego".

Wojciech Olejniczak (SLD) przypominał, że o reformie KRUS mówi się od wielu lat, a jego propozycje, gdy był ministrem rolnictwa, zostały odrzucone w Sejmie, m.in. głosami PO. "System trzeba połączyć z dochodowością gospodarstw i taki projekt czeka. Samo uszczelnianie KRUS nie wystarczy - trzeba iść dalej" - mówił.

Olejniczak podkreślił, że niepokoi go, iż po 2013 r. nie będzie rent strukturalnych i kolejna grupa niezamożnych rolników wejdzie pod opiekę KRUS.

Według Wojciecha Mojzesowicza (PJN), koalicja przez 4 lata mogła zrobić więcej. "Trzeba było zachęcić ludzi do reform, zwiększono składkę, ale nie zwiększono świadczeń" - powiedział. "Największe gospodarstwa już obecnie nie płacą KRUS, tylko ZUS, bo działają, jako firmy" - podkreślał.

Zdaniem ministra Sawickiego nie ma powodu, by z KRUS robić chłopca do bicia. "To nie KRUS, tylko ZUS jest problemem - to do ZUS co roku rośnie dopłata z budżetu" - mówił.

"Nieszczelność KRUS jest już mitem. Problemem jest to, że rolnicy niewiele zarabiający, posiadający do 10 ha, to 80 proc. wszystkich gospodarstw i im trzeba zapewnić ochronę" - podkreślił.

Składki, grunty, dopłaty

Wojciech Mojzesowicz (PJN) dopuszcza opłacanie składek zdrowotnych przez najbogatszych rolników, koalicjanci z PSL-PO chwalą ustawę o gospodarowaniu gruntami skarbu państwa, a Wojciech Olejniczak (SLD) ostrzega, że dopłaty dla rolników w UE nie będą zrównane.

Wojciech Mojzesowicz (PJN) pytany był, czy rolnicy nie powinni płacić składek zdrowotnych. Jego zdaniem 80 proc. gospodarstw w Polsce, które płacą na KRUS, nie może już płacić więcej; można się natomiast zastanowić, czy dodatkowymi składkami nie obciążyć pozostałych.

"Ci, co więcej zarabiają, powinni mieć większe składki, większe emerytury, większe świadczenia, to jest rzeczą normalną, od tego nie uciekamy" - powiedział. Zaznaczył zarazem, że gospodarstwa mniejsze, socjalne, nie są w stanie zapłacić nawet złotówki więcej. "Jeżeli rolnik płaci składkę na KRUS, to jest to bardzo duży wysiłek" - dodał. Jego zdaniem nie można doprowadzić do sytuacji, że rolnicy wypadną z KRUS przez niepłacenie składek, ponieważ podwyższona zostanie składka zdrowotna.

Z kolei minister rolnictwa Marek Sawicki odpowiadał na pytanie dotyczące nowelizacji ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami skarbu państwa i obaw, że co prawda rolnicy będą mogli powiększyć gospodarstwa o niewielki areał, lecz rozbite zostaną większe gospodarstwa dzierżawiące ziemię od państwa.

"Dzisiaj Agencja Nieruchomości Rolnych dysponuje jeszcze powierzchnią 1,5 ha mln użytków rolnych" - mówił Sawicki. Dodał, że rolnicy się skarżą na dzierżawców, którzy podnajmują dzierżawioną od państwa ziemię, a oni nie mogą jej kupić na powiększenie własnych gospodarstw.

Jego zdaniem zmiana ustawy nie oznacza, że ktoś coś zabiera dzierżawcom. Ta ziemia nie ma być "dla spekulantów, a dla rolników w trybie pierwokupu, dla tych, którzy zamieszkują na terenie gminy lub gmin sąsiednich co najmniej od pięciu lat" - powiedział. "Ziemia rolnicza nie może być przedmiotem spekulacji i obrotu kapitałowego" - podkreślił.

Mojzesowicz przyznał, że ustawa co prawda chroni gospodarstwa, które dzierżawią ziemię, ale niektórzy rolnicy mogą nie być przygotowani finansowo do jej wykupu i w takim przypadku trafi ona na wolny rynek. "Polskie gospodarstwa nie są przygotowane, są za słabe, aby wykupywać ziemię" - powiedział.

Wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke (PO) powiedział, że dobrem ogólnym należy się dzielić, a ustawa jest dobrym rozwiązaniem.

Wojciech Olejniczak był pytany, czy w sytuacji kryzysu nie należałoby przedyskutować od nowa kwestii dopłat do rolnictwa. "Potrzeba jest wspólna polityka rolna (...), pieniądze są potrzebne na rozwój" - powiedział. Jego zdaniem żywność nie może podlegać typowej wolnej konkurencji. "Jedyny problem (...), że propozycja Komisji Europejskiej, która zostanie przestawiona 12 października, nie przewiduje zrównania dopłat bezpośrednich" - dodał.

Zarzucił Sawickiemu, że nie zbudował koalicji w Brukseli, a polscy rolnicy po 2014 r. dostaną dopłaty mniej więcej na tym samym poziomie co obecnie. "Chciałbym, aby te dopłaty bezpośrednie polskie zrównywały się stopniowo z dopłatami z pozostałych krajów UE" - powiedział.

Sawicki zauważył, że propozycja, która ma być przedstawiona przez KE, jest propozycją wstępną. Dodał, że jest koalicja, która poprze rozwiązania korzystne dla polskich rolników.

Sawicki: polska żywność jest naprawdę wysokiej jakości

Minister rolnictwa Marek Sawicki przekonywał , że polska żywność jest wysokiej jakości i dobrze się eksportuje, czego dowodzi dodatni bilans handlowy.

"Cieszę się, że (...) nasza żywność, nasza produkcja jest rzeczywiście w tej chwili pierwsza w Europie, bez zarzutu, bardzo dobrze się eksportuje (...). Coraz lepiej sprzedają się nasze produkty także na rynku rosyjskim (...), dzisiaj mamy naprawdę wysokiej jakości żywność" - mówił minister rolnictwa.

Przytoczył dane, według których bilans wymiany handlowej produktami żywnościowymi wynosił w ub.r. 10,5 mld zł. Według Sawickiego, w tym roku będzie to przeszło 12 mld zł.

Poseł PJN Wojciech Mojzesowicz zauważył, że po zakażeniu warzyw bakterią e.coli premier Hiszpanii wystąpił w Brukseli o dodatkowe środki na odszkodowania dla rolników i je otrzymał. Zarzucił Sawickiemu, że "nie odezwał się" po tzw. aferze dioksynowej, gdy skażenie mięsa w Niemczech spowodowało także spadek produkcji w Polsce.

"W przypadku afery dioksynowej polskie służby inspekcyjne zachowały się tak, jak powinny, badały partie importowane, badały cały towar" - ripostował Sawicki. Zaznaczył, że zarówno w przypadku skażenia warzyw bakterią e.coli, jak i skażenia mięsa dioksynami reagował tak samo.

"Na Radzie Ministrów zgłosiłem problem, problem został podjęty (...). Byłem jedynym ministrem, który na piśmie zgłosił wniosek o zwołanie w trybie pilnym nadzwyczajnego posiedzenia Rady Ministrów. Dzięki temu wnioskowi polscy rolnicy mają już wypłacane odszkodowania za e.colę w wysokości 46,3 mln euro. 4,7 tys. gospodarstw produkujących warzywa w tamtym czasie poniosło straty z tytułu wycofania produktów z rynku; odszkodowanie dostały" - mówił szef resortu rolnictwa.

Mojzesowicz: równe dopłaty to warunek naszej konkurencyjności

Wojciech Mojzesowicz (PJN) w przedwyborczej debacie telewizyjnej podkreślił w piątek, że polskie rolnictwo musi w nowej perspektywie finansowej UE uzyskać takie same dotacje jak inne kraje - tylko w ten sposób będzie w stanie realnie konkurować na rynku wewnętrznym i poza Unią.

"Jeśli obecnie Duńczycy, Niemcy czy Francuzi sprzedają coś taniej niż nasze koszty wytworzenia, wynika to tylko z tego, że dostają o 200-300 euro więcej dopłat do hektara i im się to opłaca" - tłumaczył. Apelował o wzmacnianie potencjału produkcyjnego całej Unii, bo konkurencja nie powinna dotyczyć rynku wewnętrznego, tylko światowego.

Wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke (PO) odpowiadał na pytanie o podporządkowanie Agencji Nieruchomości Rolnych ministrowi rolnictwa. Przypomniał, że wcześniej Agencja była podległa resortowi skarbu, lecz parlament to zmienił. Niektóre spółki utworzone przez ANR pozostały jednak w gestii MSP. "Była to dobra decyzja, bo "pod skrzydłami ministerstwa rolnictwa Agencja realizuje jedną politykę rolną resortu" - ocenił.

Podkreślił, że ta podległość przyniosła efekty - udało się m.in. sprzedać ziemię za 7 mld zł. Zwiększyła się podaż gruntów, organizowanych jest więcej przetargów - nawet 500 dziennie w całym kraju, uproszczone zostały procedury, umożliwiono zakup do 5 ha bez zbędnej mitręgi. "Mamy paletę przetargów na ponad 200 tys. ha ziemi na 2011 rok i następny" - podkreślił. "Polityka, którą prowadzi minister rolnictwa, jest właściwa" - dodał.

Minister Marek Sawicki (PSL) bronił istnienia Agencji Rynku Rolnego. Tłumaczył, że nie zajmuje się ona tylko regulacją rynków poszczególnych produktów, m.in. mleka i cukru, ale prowadzi część zadań Wspólnej Polityki Rolnej. Potrzebna była również w sytuacjach nadzwyczajnych - np. przy zagrożeniu bakterią e-coli.

Podkreślił, że np. w Niemczech istnieje więcej rolnych agencji płatniczych niż w Polsce, są tam osobne struktury regionalne, w Polsce administracja jest zintegrowana. Nie wykluczył jednak, że w przyszłości mogłaby powstać jedna agencja rolna, która przejmie m.in. dotychczasowe obowiązki ARR.

W ocenie Wojciecha Olejniczaka (SLD) - który był pytany o to, ilu rolników powinno za 10 lat zajmować się produkcją rolną - zmiany na wsi powinny przebiegać bez wstrząsów. "Nie można komuś, kto 40 lat gospodarował nawet na 10 hektarach, powiedzieć, że z dnia na dzień ma z tej ziemi odejść. To musi się odbywać stopniowo" - przekonywał.

Podkreślił, że przez ostatnie 10 lat w rolnictwie już zaszła zmiana. Nastąpiła koncentracja produkcji, gospodarstwa są bardziej konkurencyjne, do czego przyczyniły się środki unijne z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i dopłaty dla rolników.

"Rolników trzeba otoczyć paletą rozwiązań - dla starszych renty strukturalne, dla młodszych środki na start i rozwój gospodarstw. Zmiany będą zachodziły. Przed wejściem do UE mieliśmy średnie gospodarstwa o wielkości ok. 7 ha, obecnie jest to już ponad 10 ha" - mówił.