Minister Anna Zalewska działa na szkodę dzieci, nauczycieli i samorządów - oceniają w uzasadnieniu wniosku o odwołanie szefowej MEN politycy PO. Większość ich zarzutów dotyczy planów likwidacji gimnazjów; przypomniano też jednak wypowiedzi Zalewskiej dot. pogromu kieleckiego.

W sześciostronnicowym uzasadnieniu wniosku, który platforma złożyła w Sejmie w piątek, można przeczytać m.in., że Anna Zalewska "prowadzi w sposób skandaliczny i niedopuszczalny nieprzemyślaną politykę oświatową". "Podejmowane przez Minister Edukacji Narodowej decyzje w największym stopniu dewastują kształcenie w środowiskach wymagających wsparcia, jak i rozwój najzdolniejszych uczniów" - oceniają autorzy wniosku.

Platforma zarzuca szefowej MEN, że "wprowadza zmiany w sposób chaotyczny, bez dostatecznego przygotowania i konsultacji", lekceważąc przy tym "opinie nauczycieli, rodziców i samorządów". "Jej postępowanie świadczy o braku wiedzy, doświadczenia i odpowiedzialności za niezwykle wrażliwą materię, jaką jest kształcenie i wychowanie dzieci i młodzieży" - podkreślają politycy PO.

"Anna Zalewska pełniąc funkcję Ministra Edukacji Narodowej działa na szkodę dzieci i młodzieży (przedszkolaków i uczniów), nauczycieli i samorządów" - czytamy w uzasadnieniu wniosku PO.

Platforma przestrzega, że proponowana przez resort edukacji zmiana systemu szkolnego, czyli likwidacja gimnazjów i utworzenie 8-klasowej szkoły podstawowej, "obniży wyniki i pogorszy warunki kształcenia dzieci i młodzieży". Autorzy wniosku przekonują, że obecny, trójszczeblowy system edukacji odnosi sukcesy w większości krajów europejskich.

"Dzięki takiemu rozwiązaniu, polskiej młodzieży dano większe szanse na rozwój kompetencji i wyrównywanie szans edukacyjnych dla uczniów z różnych środowisk. Powrót do 8-klasowej szkoły podstawowej skróci o rok wspólne kształcenie ogólne, co jak pokazują badania, będzie skutkowało gorszymi wynikami wśród najsłabszej i najzdolniejszej grupy uczniów" - argumentują posłowie PO.

Platforma we wniosku o odwołanie Zalewskiej wskazuje ponadto na możliwe pogorszenie bezpieczeństwa w polskich szkołach po wprowadzeniu planowanej reformy. "Realizacja propozycji Ministerstwa Edukacji Narodowej doprowadzi do tego, że dzieci w wieku lat 6 – 7 zostaną znowu wymieszane z dorastającą młodzieżą w wieku 14 – 15 lat. Takie rozwiązanie nie przyniesie pozytywnych efektów, zarówno dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym, jak i dla dorastającej młodzieży" - uważają politycy PO.

Według nich, "cofnięcie starszych uczniów do szkół podstawowych nie rozwiąże problemów dorastania, a wręcz nasili zjawisko agresji wśród młodzieży".

Kolejne argumenty podniesione we wniosku to ryzyko strat finansowych dla samorządów oraz groźba zwolnień nauczycieli. "Według wstępnych szacunków ZNP zagrożone zostaną etaty co najmniej 37 tys. nauczycieli gimnazjów, a wypowiedzenia otrzymają dyrektorzy 7,5 tys. szkół. Masowe zwolnienia grożą także około 30 tys. pracowników administracji" - wskazują politycy PO.

W uzasadnieniu wniosku znalazły się także zarzuty dotyczące likwidacji obowiązku szkolnego dla sześciolatków. "Takie działanie resortu edukacji niewątpliwie doprowadzi do ograniczenia w najbliższej perspektywie lub wręcz uniemożliwienia dostępu dzieci 3-letnich do edukacji przedszkolnej" - argumentują politycy PO.

Podobnie, jak w sprawie likwidacji gimnazjów, dowodzą, że zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków niesie za sobą zagrożenie utraty pracy przez "tysiące nauczycieli".

Platforma w swym wniosku oceniła ponadto, że Anna Zalewska, pełniąc funkcję szefowej MEN "nie daje dobrego przykładu uczniom i pozostawia pole do swobodnej interpretacji historii Polski". "Znamiennym jest publiczne wystąpienie Pani Minister Anny Zalewskiej w programie red. Moniki Olejnik +Kropka nad i+, w którym to Minister Anna Zalewska unikała jasnej i klarownej odpowiedzi dotyczącej sprawstwa zbrodni na polskich Żydach w Jedwabnem i Kielcach, podważając tym samym ustalenia historyków i prokuratorów" - czytamy w uzasadnieniu.

"Takie zachowanie szefowej resortu edukacji budzi obawy, że nauczanie historii będzie prowadzone pod dyktando korzyści politycznych, a nie skupione na rzetelności i prawdzie" - uważają politycy PO.