Na swoim mikroblogu, na jednym z portali społecznościowych były prezydent tłumaczy, że złożył podpis, bo chciał pomóc funkcjonariuszowi, który musiał się rozliczyć finansowo ze swoimi pracodawcami. Podkreśla przy tym, że nie podejrzewał, że może być to prowokacja.
Wpis Lecha Wałęsy jest listem otwartym skierowanym bezpośrednio do rzekomego funkcjonariusza, który - jak podkreśla Lech Wałęsa - miał być pracownikiem kontrwywiadu, a nie Służby Bezpieczeństwa. "Czy jednak prawdą było że Pan zgubił pieniądze na kupno samochodu i dodatkowo kontrolowano Panu wydawanie pieniądze w pracach operacyjnych. Wtedy ja się na Pana płaczącą prośbę zgodziłem podpisałem podobne papiery, ale Pan pod przysięgą obiecał że wszystkie te papiery wrócą do mnie a na pewno będą zniszczone" - czytamy na blogu.
Według Lecha Wałęsy wszystkie inne materiały dotyczące jego współpracy z bezpieką "są podrobione i oparte na tamtym zdarzeniu". Były prezydent podkreśla, że opisane zdarzenie było jego jedynym kontaktem ze służbami PRL-owskimi w sprawie ewentualnej współpracy. "Nigdy więc nie było mojej zgody na tego typu współpracę i nigdy nie doniosłem ustnie i na piśmie na kogokolwiek, nigdy nie byłem opłacany" - napisał. Zwrócił się do adresata z apelem, aby się ujawnił i potwierdził jego wersję wydarzeń. "Ja Panu pomogłem i dotrzymałem słowa, jednak dziś Pan musi powiedzieć prawdę" - napisał na swoim mikroblogu Lech Wałęsa.