Teresa Strzelec wróciła do kraju. Od ponad miesiąca była przetrzymywana przez białoruskie władze. Celnicy domagali się od niej zapłacenia wysokiego cła i podatku, za samochód, który po zarekwirowaniu sami sprzedali. Kobieta w ramach protestu przez cztery dni prowadziła protest głodowy.

Polka przekroczyła granicę wraz z polską konsul Anną Nowakowską. Na przejściu w Terespolu oczekiwał na nią mąż.

Teresa Strzelec podziękowała za pomoc polskim służbom konsularnym oraz bialskiemu dziennikarzowi Ryszardowi Godlewskiemu, który od początku zajmował się jej sprawą.

Uładzimir Arłouski z białoruskiego Państwowego Komitetu Celnego powiedział, że białoruskie władze wydały zgodę na jej powrót ze względów humanitarnych.

Białoruskie władze nie chciały pozwolić Teresie Strzelec na powrót do kraju, domagając się od niej zapłacenia wysokiego cła za jej wielokrotnie mniej wart samochód, który same wcześniej zarekwirowały i sprzedały.

Jak poinformował wczoraj wieczorem Uładzimir Arłouski z białoruskiego Państwowego Komitetu Celnego, "nie zważając na fakt, że polska obywatelka nie uiściła należnych opłat związanych z autem pozostawionym na Białorusi", strona białoruska "ze względów humanitarnych" wydała zgodę na jej powrót do kraju.

Sytuację Teresy Strzelec szeroko opisywały zarówno media polskie, jak i niezależne białoruskie. Informował o niej nawet znany rosyjski portal internetowy gazeta.ru. W jej sprawie interweniował u białoruskich władz nasz MSZ, w tym Ambasada Polski w Mińsku.

Rok temu Teresa Strzelec pojechała samochodem na wycieczkę do Mińska. Auto zepsuło się i musiała zostawić je w warsztacie. Bez zgody kobiety autem jeździł syn właściciela warsztatu. Gdy zatrzymała go białoruska milicja, samochód został zarekwirowany i przekazany do składu celnego - bowiem zgodnie z tamtejszym prawem cudzoziemiec nie może go odstępować swojego auta innej osobie.

W styczniu sąd w Brześciu orzekł, że samochód ma być oddany właścicielce, jednak okazało się, że celnicy zdążyli je już sprzedać. Zaproponowali jej zwrot pieniędzy. Sąd, który uchylił konfiskatę mienia, zobowiązał jednak Polkę do zapłaty cła i podatków wraz z odsetkami - w łącznej wysokości blisko 16 tysięcy euro. Teresa Strzelec nie zapłaciła. Kiedy na początku marca przyjechała do Brześcia, anulowano jej wizy i uniemożliwiono wyjazd, domagając się uiszczenia "zaległych opłat".