Według prognoz, w najbliższych dniach mrozy nie zelżeją - w wielu regionach Polski termometry wskazywać będą nawet 20 stopni poniżej zera. Eksperci przypominają, żeby cieplo się ubierać i natłuszczać skórę, a z małymi dziećmi nie przebywać długo poza domem.

Specjaliści radzą, aby w bardzo mroźny dzień poza domem nie przebywały ani przez chwilę malutkie dzieci. Dzieci nieco starsze, kilkuletnie, mogą wychodzić tylko na krótkie spacery. Na działanie mrozu szczególnie narażone są też osoby, u których występują choroby układu krążenia i układu oddechowego. Szczególnie ludzie starsi, mający niższą odporność organizmu niż młodzi, powinni unikać wychodzenia z domu w bardzo mroźny dzień. Nagły spadek temperatury jest także niekorzystny dla osób cierpiących na astmę - powoduje u nich nasilenie się duszności.

Jeśli musimy już wyjść z domu

Eksperci przypominają, że jeśli musimy już wyjść z domu - lepiej przebywać na zewnątrz częściej, choć krótko, niż raz, a długo. Dlatego w czasie spaceru warto co jakiś czas wstępować np. do sklepów, aby się ogrzać. Lekarze przypominają też, aby przed wyjściem natłuszczać skórę - ponieważ mróz może powodować pękanie naczyń krwionośnych.

"Jeśli zaplanujemy sobie wyjście na zewnątrz w siarczysty mróz, powinniśmy mieć ciepłą odzież, która będzie nas chroniła przed wyziębieniem" - zaznaczył w rozmowie z PAP fizjolog dr Andrzej Kędziorski z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Dodał, że można założyć odzież markową, która w odpowiedni sposób zabezpiecza przed wychłodzeniem, ale wystarczy też ubranie się na tzw. cebulkę - czyli założenie kilku warstw odzienia. Rozmówca PAP wyjaśnił, że między poszczególnymi częściami ubrania gromadzi się powietrze, które jest dosyć dobrym izolatorem ciepła i chroni nas przed zmarznięciem. Ważne jest również to, by ubranie, które zakładamy na mróz było nieprzewiewne, bo wiatr zabiera ciepłe powietrze chroniące ciało.

Inną radą dla tych, którzy nie chcą zmarznąć, jest wykonywanie aktywności fizycznej. "Ona poprawia bilans cieplny" - zaznaczył ekspert, ale zwróciła uwagę, że jeśli na mrozie się spocimy i do tego przewieje nas wiatr, to stracimy duże ilości ciepła. Dlatego, jeśli w zimie stawiamy na aktywność fizyczną, powinniśmy mieć ubranie, które uwalnia parę wodną. Innym wyjściem jest to, by zaraz po wysiłku w ciepłym miejscu przebrać się w suchą odzież.

Ciepło tracimy zwykle przez duże powierzchnie - tułów, choć ten jest zwykle dobrze okryty - a także przez głowę. Dokuczliwym problemem są jednak często zmarznięte kończyny. Ekspert z UŚ stwierdził, że choć ilość ciepła traconego przez stopy i dłonie nie jest duża, to osłabiony zostaje nasz dotyk i możliwość wykonywania precyzyjnych ruchów. "Jest to strategia ochrony wnętrza ciała przed nadmiernym wychłodzeniem" - wytłumaczył dr Kędziorski i wyjaśnił, że organizm broni się przed utratą ciepła, zwężając naczynia krwionośne doprowadzające krew do skóry - skóra gorzej ukrwiona wolniej oddaje ciepło. "Konsekwencją są przykre odczucia w dłoniach i stopach" - wyjaśnił ekspert.

Co zrobić, aby szybko rozgrzać zmarznięty organizm?

Zmarznięte kończyny można np. pocierać, czy zanurzyć w wodzie - najpierw w letniej, żeby nie było gwałtownego skoku temperatury, a potem stopniowo można zwiększać temperaturę takiej kąpieli. "Dobrym sposobem rozgrzania się jest spożycie niewielkiej, podkreślam: niewielkiej ilości alkoholu, jednak tylko w pomieszczeniu zamkniętym, kiedy wiemy, że nie będziemy już wychodzić na zewnątrz" - powiedział dr Kędziorski i wyjaśnił, że np. tzw. herbatka z prądem może poprawić krążenie skórne. Jak wyjaśnił, alkohol powoduje, że nasz organizm kieruje większy strumień krwi do skóry, dzięki czemu następuje jej ogrzanie. Ekspert przestrzegł jednak przed piciem na mrozie bo wtedy alkohol jeszcze bardziej przyspiesza wychłodzenie organizmu. Osoby nietrzeźwe często padają ofiarą mrozów.

"Z fizjologicznego punktu widzenia, jesteśmy organizmem stałocieplnym, w związku z tym musimy utrzymać nasz bilans cieplny. Jeżeli nam się to nie uda, następuje poważne zakłócenie gospodarki cieplnej organizmu, które może się nawet skończyć śmiercią" - wyjaśnił dr Andrzej Kędziorski.