W sobotę w południe Lech Kaczyński podpisał akt ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Nie obyło się bez drobnych przeszkód - okazało się, że pióro, którym prezydent miał podpisać akt ratyfikacji, nie pisze. W sukurs głowie państwa przyszedł jeden z jego współpracowników, który pożyczył swój długopis.
Wypych zaznaczył, że to, iż pióro nie chciało pisać, nie jest świadectwem wątpliwości prezydenta. "Jest to bardziej złośliwość przedmiotów martwych" - mówił.
"Wiem, że będzie to moment, który być może przejdzie do historii, ale nie było planów, by zadrżały serca euroentuzjastów" - podkreślił Wypych.