Pieniędzy wystarczyłoby, żeby podwoić nauczycielskie pensje. Albo zwolnić z podatku wszystkich drobnych przedsiębiorców. Ewentualnie rozwiązać problem kredytów frankowych.
Wykonaliśmy małe ćwiczenie. Zestawiliśmy planowane wydatki na działania zapowiedziane przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z przykładowymi pozycjami z budżetu lub kosztami postulatów zgłaszanych przez różne grupy społeczne w trakcie kadencji. Nasze zestawienie nie jest ekonometryczną analizą, ale ma pokazać skalę programu umownie nazywanego piątką Kaczyńskiego.

Europa - kontynent starych ludzi. Oto najnowsze dane o dzietności w krajach UE [INFOGRAFIKA] >>>>

Przykład? Jeśli przedsiębiorcy twierdzą, że tłamszą ich podatki, to kwota 40 mld zł, jaka się składa na ten program, wystarczyłaby, by ich z tych podatków w ogóle zwolnić. Bo to mniej więcej tyle, co cały podatek PIT od jednoosobowych działalności gospodarczych w 2017 r. Takich, które rozliczają się zarówno według skali, jak i stosując liniową stawkę 19 proc. Dysponując 40 mld zł, można podwoić subwencję oświatową, jaką dziś dostają samorządy z centralnego budżetu na utrzymanie szkół. A to oznacza, że wystarczyłoby na podwyżki dla nauczycieli, i to z nawiązką – w zasadzie ich pensje można by podwoić.
Z kolei przeznaczając te pieniądze na rozwiązanie problemu kredytów we frankach w najbardziej radykalnej wersji, czyli wedle projektu Kukiz’15 (kredyty walutowe powinny być uznane, jakby od początku były kredytami w złotych), niemal udałoby się go sfinansować. Komisja Nadzoru Finansowego wyliczała przed dwoma laty koszt odfrankowienia kredytów w wersji hard na niemal 53 mld zł. Piątka Kaczyńskiego z górką wystarczyłaby natomiast na wypełnienie innej obietnicy wyborczej PiS z 2015 r., a więc podniesienie kwoty wolnej dla wszystkich do 8000 zł. Resort finansów wyliczał przed dwoma laty, że taki ruch to ubytek w dochodach na poziomie 22 mld zł.

Reanimacja pekaesów. Kto za nią zapłaci? Projekt ustawy budzi ogromne wątpliwości >>>>>

Pieniądze, które trzeba by wydać na piątkę Kaczyńskiego, mogłyby z grubsza sfinansować budowę ok. 800 km autostrad albo 1000 km dróg ekspresowych, co byłoby impulsem dla wzrostu inwestycji. Dysponując taką kwotą, można by też odważniej zmniejszać koszty pracy. Choćby radykalniej podnosząc kwotę kosztów uzyskania przychodów. Jej pięciokrotne zwiększenie miało kosztować tylko 10 mld zł. Te wszystkie porównania służą refleksji, jak duże zobowiązania będą zaciągane w ramach uchwalania wyborczych zobowiązań PiS. To w kolejnych latach może prowadzić do konieczności szukania dodatkowych dochodów lub oszczędzania na innych wydatkach.