W niedzielę w samo południe w całym kraju rozległ się dźwięk syren, zatrzymały się
samochody. Zamknięte przez cały dzień były supermarkety i centra handlowe. Odwołano koncerty, spektakle teatralne, seanse kinowe, nawet zawody sportowe. Żałobną pieśń „Łzy matki” odegrało w niedzielę dwie minuty po południu dwóch strażaków na wieży bazyliki Mariackiej w Krakowie. Pieśń tę od kilku lat krakowscy strażacy odgrywają podczas żałoby narodowej. Pierwszy raz zamiast południowego hejnału zagrano ją pięć lat temu, w niedzielę po śmierci papieża Jana Pawła II, a następnie w dniu jego pogrzebu. Odegrano ją także podczas żałoby narodowej po katastrofie wojskowego samolotu CASA pod Mirosławcem w styczniu 2008 roku, w której zginęło 20 wojskowych.
96 zniczy symbolizujących osoby, które zginęły w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, zapalili w niedzielę pod pomnikiem Ofiar Katynia i Sybiru w Poznaniu przedstawiciele „Solidarności”. W Katowicach najwięcej mieszkańców zebrało się przy biurze zmarłej w katastrofie senator Krystyny Bochenek. W Gdańsku ponad 10 tys. osób wzięło udział w niedzielnej mszy świętej w bazylice Mariackiej w Gdańsku. Po mszy kilka tysięcy osób przeszło w marszu milczenia z bazyliki pod pomnik Poległych Stoczniowców. W Dworze Artusa zaś wystawiona została księga kondolencyjna. Jako pierwszy wpisał się do niej Lech Wałęsa.
Zgodnie ze specjalnym zarządzeniem biskupa płockiego Piotra Libery w niedzielę o godz. 15 we wszystkich kościołach Płocka i w całej diecezji rozległo się bicie dzwonów dla uczczenia ofiar sobotniej katastrofy w Smoleńsku. W katowickiej archikatedrze Chrystusa Króla ks. Marek Spyra tak mówił o tragedii: – Myśleliśmy, że po 4 czerwca 1989 roku wszystko już będzie piękne, bezproblemowe, że jest przed nami wspaniała perspektywa. Zbudowaliśmy nasz
dom, nabraliśmy pewności siebie. Uwierzyliśmy w to, co mówiono: macie swój czas, osiągniecie coś wielkiego. Rozbudzone zostały wielkie nadzieje i nagle przeżyliśmy coś, co nie zależy od nas. Została obnażona nasza niesamowita bezradność.
Polska płacze
Choć marszałek Sejmu
Bronisław Komorowski ogłosił oficjalną żałobę dopiero w sobotę o godz. 13 , to warszawiacy spontanicznie pod Pałacem Prezydenckim, w kościołach i pod Belwederem zbierać zaczęli się jeszcze przed południem – gdy tylko dowiedzieli się o katastrofie. Kiedy tuż po 14 wystawiono przed Pałacem Prezydenckim księgi kondolencyjne, było tam już kilkanaście tysięcy osób.
„Panie Prezydencie, tysiące razy robiłem Panu prezydentówki. Były duże i małe. Dziś rano zrobiłem Panu ostatnią. Niech Bóg ma Pana w opiece – Rafał i cała załoga Lot Catering”.
„Ja, syn Narodu Polskiego, choć zawsze byłem Pana wielkim przeciwnikiem, choć nie zgadzałem się z Pana polityką, dziś specjalnie tu przyjechałem, by oddać Panu honor. Śmierć zmienia perspektywę, spojrzenie na wszystko – Jan z Zamościa”.
„Przywiozłam tu dziś ze sobą moją 6-letnią córeczkę. Niech zapamięta ten dzień. Bóg z wami – Maria”.
Osiem ksiąg kondolencyjnych szybko zapełniło się podobnie emocjonalnymi wpisami.
W tłumie oczekującym przed pałacem, by postawić znicz, wpisać się do księgi, pomodlić czy tylko zatrzymać na chwilę, widać było zapłakane twarze. – Jest inaczej niż po śmierci Jana Pawła II. Wtedy on, Kościół, media przygotowywali nas na tę śmierć. Dziś to było jak uderzenie prosto w twarz – mówi Marta Twardowska, studentka historii z Uniwersytetu Warszawskiego. – I co najważniejsze, wcale nie ma się poczucia, że zginęli politycy, czyli ludzie z zasady nielubiani. Wprost przeciwnie, wszyscy są naprawdę zbolali i wstrząśnięci – dodaje dziewczyna.
Tysiące ludzi z kwiatami
Warszawa ostatnio tak wyglądała 2 kwietnia 2005 roku po śmierci Jana Pawła II. Całe miasto jakby wymarłe, ulice puste, zero ludzi i
samochodów. Tylko Stare Miasto, Śródmieście i szczególnie Trakt Królewski są nieprzejezdne. Dziesiątki tysięcy ludzi z kwiatami, ze zniczami czy czarnymi wstążeczkami w klapach zatrzymuje się przy kościołach, Belwederze i Pałacu Prezydenckim. Co kilka minut rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego lub pieśni żałobne.
Równie wielkie emocje wzbudziła tragedia wśród Polonii. – W sobotę mama obudziła mnie telefonem. Strasznie płakała. Opowiedziała mi, co stało się pod Smoleńskiem – mówi Marta Pytlakowska ze Szkocji. Maciej Bator, przewodniczący Związku Polaków w Irlandii Północnej, obudził się w sobotę o 10.30. – Miałem kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i tyle samo wiadomości. Pierwsza z nich wyglądała na okropny żart.
Straszne wieści zaczęły rozchodzić się wśród Polaków na Wyspach Brytyjskich z szybkością błyskawicy. Emigranci pisali do siebie SMS-y, dzwonili do rodzin w Polsce. Parafie polonijne zaczęły przygotowania do nabożeństw żałobnych. – To masowe ruszenie jak po śmierci papieża. My tu się trochę czujemy, jakbyśmy zdradzali ojczyznę. Dlatego tak intensywnie to przeżywamy – mówi nam Wojciech Tobolewski, 35-letni inżynier z Londynu, po mszy w polskiej parafii w dzielnicy Islington. Kiedy po godzinnym nabożeństwie zabrzmiała pieśń „Boże, coś Polskę”, wiele osób płakało.
Jan Mokrzycki, były prezes Zjednoczenia Polskiego, najważniejszej organizacji polonijnej na Wyspach, o śmierci prezydenta Kaczyńskiego dowiedział się z radia. Jechał z domu w Coventry na spotkanie w Londynie. – Płakałem jak dziecko. Zginęli tacy patrioci. Prezydent Kaczyński, prezydent Kaczorowski, prałat Gostomski – opowiada. Polonia straciła też ważny symbol patriotyzmu. Ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski był przez wszystkich kochany i szanowany. – Taki ojciec narodu. Cudowny, skromny człowiek – mówi ze łzami w oczach szatniarka z ośrodka kulturalnego POSK na Hammersmith. – Zawsze elegancko ubrany, wielki autorytet moralny. Miał żelazną wolę i przekonania – dodaje Jan Mokrzycki. Jacek Bernasinski, przewodniczący Związku Harcerstwa Polskiego, nie ukrywa wzruszenia. – Znałem go 50 lat. Człowiek honoru – opowiada.
Pod pomnik Władysława Sikorskiego przy ambasadzie polskiej w Londynie już od rana zaczęli się schodzić Polacy i ich brytyjscy znajomi. Składali wieńce, zapalali świece pod zdjęciami prezydenta Kaczyńskiego i Marii. Żałobników przybyło tylu, że zablokowane zostały dwie ulice prowadzące do ambasady.
Podobnie wyglądały polskie placówki w całej Europie. W Brukseli Polacy zorganizowali mszę w niedzielę po południu w głównym kościele brukselskiej Polonii, Notre Dame de la Chapelle.
Niedowierzanie w Chicago
Na chicagowskich ulicach pierwsze polskie flagi z przewiązaną czarną wstęgą widać było już w nocy z piątku na sobotę, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o tragedii. W niedziele rano żałobne flagi powiewały również na samochodach. Odwołano niedzielny koncert zespołu Perfect, który miał zagrać w jednym z polonijnych klubów. Mieszkający w Chicago Polacy na forach internetowych uzgodnili, by pamięć o zmarłych uczcić wieczorem w niedzielę, wystawiając świeczki w oknach. – W niedzielę miałem powitać prezydencką delegację z Mariuszem Handzlikiem, który miał przylecieć, żeby dopracować program wizyty prezydenta w Chicago – konsul generalny RP w Chicago Zygmunt Matynia nie był w stanie uwierzyć w tragedię, w której zginęli zarówno prezydent, jak i jego minister.
Na pokładzie prezydenckiego samolotu był także Polak z Chicago, Wojciech Seweryn – inicjator powstania w 2000 r. Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Katyńskich w Chicago, nazywanego pomnikiem Golgoty Wschodu. – Chciał jeszcze na tej ziemi postawić swoją nogę. I właśnie tam, na tej ziemi, zakończył swoje życie, parę kilometrów od miejsca, gdzie jego ojciec został rozstrzelany – z płaczem opowiadała córka Wojciecha Seweryna. Jego ojciec, Mieczysław Seweryn, oficer 16. Pułku Piechoty uwięziony w obozie w Kozielsku, podzielił los polskich jeńców rozstrzelanych 70 lat temu.
Żałoba narodowa ma potrwać siedem dni. Jednak w sercach ludzi potrwa ona o wiele dłużej. Zwłaszcza tych, którzy stracili w katastrofie bliskich i przyjaciół.
Dla rodzin, które mają w Rosji zidentyfikować ciała swoich zmarłych, przewidziano dwa samoloty. Pierwszy wyleciał wczoraj o godz. 18. Drugi ma wylecieć dziś przed południem. Polski rząd zarezerwował kilkaset miejsc w moskiewskich hotelach na 2 – 4 dni, bo tyle może potrwać identyfikacja ciał.
Jak powiedziała wieczorem w Moskwie minister zdrowia Ewa Kopacz, identyfikacja zwłok może się odbyć bez problemu tylko w przypadku 14 ciał. W zdecydowanej większości konieczne będą badania genetyczne.
Dla tych, którzy nie mają paszportów, MSZ zadeklarowało pomoc – wystawienie dokumentu potrwa tylko dwie godziny. Z kolei Rosjanie, a także Białorusini zapowiedzieli, że nie będą od rodzin wymagali wiz.