Śmierć szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna pokazuje, że Kreml nie zmienia się, a Władimir Putin ma się całkiem nieźle - powiedział PAP b. dowódca GROM gen. Roman Polko. Podkreślił jednocześnie, że na Kremlu toczy się wewnętrzna walka o wpływy. Zaznaczył też, że musimy być gotowi na prowokacje na granicy polsko-białoruskiej.
Gen. Polko pytany był o wypadek samolotu, na pokładzie którego - jak przekazała w środę rosyjska agencja transportu lotniczego - byli m.in. szef najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn i jego "prawa ręka" Dmitrij Utkin, pseudonim "Wagner".
"Śmierć Prigożyna oznacza, że na Kremlu toczy się wewnętrzna walka o wpływy" - ocenił w czwartkowej rozmowie z PAP b. dowódca GROM. "To, że pucz Prigożyna nie udał się, a Putin w tak krwawy sposób się z nim rozprawił, oznacza silną pozycję samego Putina. (...) Myślę, że teraz ci, który chcieliby obalić samego Putina, będą się głęboko zastanawiać, żeby nie spotkał ich podobny los" - wskazał generał.
"Trudno liczyć, żeby teraz znaleźli się odważni, którzy będą chcieli obalić Putina, bo to, co stało się Prigożynem pokazuje, że - mimo tego, iż był bardzo mocnym człowiekiem, bardzo popularnym w wojsku, który dbał o żołnierzy mówiąc, żeby nie traktować ich, jako mięso armatnie - poległ w tej wojnie" - powiedział Polko.
Jak zaznaczył, "to pokazuje, że Kreml nie zmienia się, a Putin ma się całkiem nieźle, jeśli chodzi o sprawowanie władzy, stąd potrzebne jest zwycięstwo Ukrainy, bo trudno liczyć, żeby w samej Rosji nagle doszło do jakiegoś otrzeźwienia, innego spojrzenia na kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego i kwestie organizacji władzy w samej Rosji"
Na pytanie, jakie jest prawdopodobieństwo, że na pokładzie samolotu faktycznie byli Prigożym i Utkin, gen. Polko odpowiedział, że - choć "źródła rosyjskie są mało wiarygodne nawet gdyby sam Putin to powiedział, to wydaje się, że tutaj nie było mistyfikacji". Jak zaznaczył, "widać wyraźnie, że Władimir Putin upokorzony przez Prigożyna szukał zemsty".
"Wystarczyły mu dwa miesiące, żeby przejąć aktywa Grupy Wagnera, chociażby w Afryce, dokonać selekcji ludzi, którzy przejdą na stronę ministra obrony Siergieja Szojgu oraz Walerija Gierasimowa, żeby wyczyścić własne kadry, czyli gen. Siergieja Surowikina i tych generałów, którzy popierali Prigożyna i oczywiście, żeby oszukać samego Prigożyna, który wrócił do Rosji, tak jakby nie znał Putina, chociaż przez lata był jego kucharzem i doskonale wiedział, że ten terrorysta, bandyta - takiego upokorzenia mu nie wybaczy" - powiedział gen. Polko.
"Nie wiem dlaczego Prigożyn łudził się, że Putin przejdzie porządku dziennego nad tym upokorzeniem, które dwa miesiące temu przeżył" - mówił.
Pytany o zagrożenie ze strony Grupy Wagnera po śmierci Prigożyna, gen. Polko powiedział, że "dwa ostatnie miesiące Putin wykorzystał, żeby odpowiednio ich porozdzielać". "Najemnicy są obecnie rozproszeni - część z nich jest w Afryce, część w Rosji, część na froncie ukraińskim, a jeszcze inna część na Białorusi" - wskazał generał.
Jak zaznaczył, "nie możemy liczyć, że nie będzie prowokacji na granicy polsko-białoruskiej". "Wojna jest kontynuowana. Z pewnością, ludzie z Grupy Wagnera będą wykorzystywani jako mięso armatnie przez służby specjalne, siły rosyjskie, które prowadzą swoją wojnę. Zapewne będą także funkcjonowały inne nowe organizacje, prywatne armie do prowadzenia brudnych wojen, tyle, że tym razem władze na Kremlu nie dopuszczą, żeby zyskały aż tak dużą niezależność i samodzielność, jaką miała Grupa Wagnera" - wyjaśnił gen. Polko. Podkreślił, że "w dalszym ciągu są one niebezpieczne".
Jak zaznaczył, "musimy być gotowi, do tego, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, czyli do forsowania płotu i przepychania migrantów, poprzez prowadzenie rozpoznania szlaków komunikacyjnych aż po akty dywersyjne, akty terroru, bo Polska jest państwem kluczowym dla dostaw uzbrojenia dla Ukrainy".
"Na pewno ani Rosja, ani Białoruś, która jest jej wasalem, nie przestaną interesować się kierunkiem, z którego dostarczane jest uzbrojenie do Ukrainy" - podkreślił gen. Polko. (PAP)
mgw/ sdd/