Pamięć zamordowanych po wojnie przez UB partyzantów, m.in. żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamego ps. Bartek, uczcił we wtorek na polanie śmierci nieopodal wsi Barut (Opolskie) prezydent Andrzej Duda.

Na polanie śmierci k. Barutu, nazywanej też uroczyskiem Hubertus czy Śląskim Katyniem, prezydent w milczeniu złożył kwiaty. Co roku w ostatnią sobotę września odbywają się tam uroczystości patriotyczno-religijne upamiętniające ofiary zbrodni komunistycznej, popełnionej we wrześniu 1946 r. przez UB.

To - według dotychczasowych ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej - jedno z miejsc kaźni żołnierzy oddziału „Bartka". Innymi są Stary Grodków na Opolszczyźnie oraz nieustalona wciąż miejscowość na terenie b. powiatu opolskiego.

Oddział "Bartka" był największym antykomunistycznym ugrupowaniem na Górnym Śląsku i w Beskidach. Stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 r. Wisły w Beskidach.

Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Badacze podają różne liczby żołnierzy "Bartka", którzy zostali wówczas zamordowani przez UB: od 90 osób, przez ok. 150, po 200. Liczbę tę będzie można zweryfikować, gdy uda się odnaleźć miejsca pogrzebania szczątków wszystkich partyzantów, ekshumować je i policzyć.

Według ustaleń IPN żołnierzy "Bartka" przewieziono na Opolszczyznę w trzech transportach. Jedną z trzech grup, co najmniej kilkudziesięcioosobową, umieszczono w budynku nieopodal wsi Barut, gdzie podano im kolację, alkohol ze środkami nasennymi, a nad ranem rozbrojono, umieszczono w niewielkim budynku - tzw. baraniarni - i wysadzono w powietrze. Była to jedna z najkrwawszych egzekucji UB.

Zgodnie z opisem historycznym na tablicach w miejscu Śląskiego Katynia, łącznie zginęło tam ok. 200 osób. Do członków oddziałów leśnych (NSZ, AK, WiN) dołączano przetrzymywanych żołnierzy powracających z Zachodu do Polski oraz AK-owców.

Obecnie na polanie wokół postawionego w 2000 r. pomnika-krzyża umieszczone są tablice opisujące m.in. doczesne pozostałości mordu z 1946 r. Obok resztek fundamentów baraniarni to m.in. grusza, w konarach której jesienią 1946 r. znaleziono szczątki ludzkiej ręki, pozostałości drutu kolczastego, którym wówczas ogrodzona była polana, czy też miejsce ściętego w 2004 r. świerku, w którego pniu znaleziono metalowe odłamki wielkości pięści.

Zgodnie z obecną wiedzą IPN, 69 żołnierzy z formacji "Bartka" miało zostać zastrzelonych strzałem w potylicę na terenie nieustalonej wciąż miejscowości na terenie b. powiatu opolskiego. Kolejnych co najmniej 30-40 żołnierzy miało zostać wysadzonych w powietrze w zaminowanym baraku na terenie starego lotniska w Starym Grodkowie.

W kwietniu tego roku, po odnalezieniu wiosną br. w Starym Grodkowie szczątków ok. 30 osób, IPN podjął na nowo umorzone wcześniej w 2013 r. śledztwo ws. zbrodni komunistycznej na żołnierzach "Bartka", stanowiącej też zbrodnię przeciwko ludzkości. Postępowanie w tej sprawie podjęła Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach.

Henryk Flame ps. Bartek urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej. Został zestrzelony nad Warszawą. 17 września został zestrzelony przez Sowietów, którzy wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć na Węgry, gdzie został internowany.

W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. Na przełomie 1943 i 1944 r. oddział ukrył się w lesie. W październiku 1944 r. Flame został zaprzysiężony w NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował w niej rozkazy dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników oddział stoczył wiele walk z UB i KBW.

Gdy agenci bezpieki organizowali fikcyjny przerzut oddziału na Zachód, Flame zlecił nadzór nad operacją swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi "Rysiowi", który został zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. Flame przeszedł w tym czasie operację nogi - miał ranę postrzałową. Wobec braku kontaktu z "Rysiem" zdołał zbiec śledzącym go ubekom i wrócił w góry. Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się w marcu 1947 r. w Bielsku. 1 grudnia 1947 r. został skrytobójczo zastrzelony przez milicjanta w Zabrzegu koło Czechowic-Dziedzic. (PAP)