Europoseł PO Adam Szejnfeld czeka na oficjalne stanowisko prokuratury wojskowej w sprawie ujawnienia stenogramów z kokpitu Tu154M, które opublikowało radio RMF. Z zapisów czarnych skrzynek, które na nowo udało się odczytać biegłym wynika, że na pokładzie prezydenckiego samolotu mogło dochodzić do nacisków na pilotów, a w kokpicie do ostatniej chwili były osoby trzecie.

W rozmowie z dziennikarzami, poseł Szejnfeld przyznał, że jest zdziwiony polityką informacyjną prokuratury. Polityk oczekuje też szybkiego stanowiska tej instytucji na temat ujawnionych stenogramów.
W ocenie Adama Szejnfelda, w tak drażliwej sprawie, jaką jest katastrofa smoleńska, każdy boi się podać niesprawdzoną w 100% informację. "Nie dziwię się więc, że z biegiem lat przekazywane przez prokuraturę informacje mogą się różnić" - powiedział. Dodał, że ich suma składa się na jedną całość, że być może nie tylko decyzje samych pilotów, ale innych osób na pokładzie samolotu miały wpływ na podjęcie próby lądowania w niebezpiecznych warunkach.

Ekspertyza fonograficzna, do której dotarło radio RMF, jest najbardziej dokładnym zapisem rozmów w kokpicie Tupolewa jaki dotąd ujawniono. W porównaniu do poprzednich ekspertyz, odczytano o jedną trzecią słów więcej. Z opublikowanych fragmentów wynika, że do końca w kokpicie przebywała osoba opisana przez biegłych jako Dowódca Sił Powietrznych. Eksperci przypisują mu między innymi, że po pierwszym ostrzeżeniu systemu pokładowego o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi, oczekiwał od załogi "po-my-słów", a na wysokości około 300 metrów mówił do pilota: "zmieścisz się śmiało".
Rządowy Tupolew rozbił się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona.