Teraz media ukraińskie, rosyjskie i niemieckie podają, że zginęła jeszcze jedna osoba. Demonstrant z majdanu goniony przez policję wspiął się na kolumnadę stadionu Dynama Kijów, spadł z niej i zmarł. Nie ma oficjalnego potwierdzenia tej informacji.
Osoby, które przebywają na ulicy Hruszewskiego, gdzie dochodzi do starć z milicją, przekazują dwie wersje tragedii. Jedni mówią o eksplozji granatu, która spowodowała śmierć, a inni o ranach postrzałowych głowy i na klatki piersiowej.
Gdy informacja o zgonie manifestanta rozeszła się, oddziały specjalne Berkut zaatakowały barykady oponentów władz i zaczęły je rozbierać. Co najmniej kilka osób zostało zatrzymanych. Demonstranci zostali odsunięci na pewien czas z całej ulicy Hruszewskiego aż do placu Europejskiego. Po krótkim ataku Berkut wycofał się, a demonstranci wrócili na swoje poprzednie pozycje.
Ogólnie sytuacja w Kijowie w nocy, w porównaniu z poprzednimi dniami, była spokojna. Obydwie strony przebywały na swoich pozycjach, od czasu do czasu demonstranci atakowali milicję i wojska wewnętrzne koktajlami Mołotowa i kamieniami. Siły bezpieczeństwa odpowiadały granatami hukowymi i strzałami.
Premier zapowiadał użycie siły
Wczoraj wieczorem premier Ukrainy zapowiada użycie sił specjalnych wobec protestujących. "Nie będzie innego wyjścia, jeśli prowokatorzy nie przestaną wszczynać zajść" - mówił Mykoła Azarow w rosyjskiej telewizji Wiesti 24.
Ukraiński premier zastrzegał, że jeśli funkcjonariusze zostaliby wysłani do akcji, działaliby w granicach prawa i po to, by zapewnić bezpieczeństwo obywatelom. Mykoła Azarow dodał, że ma nadzieję, że nie będzie musiał sięgnąć po te środki. "Liczymy na zdrowy rozsądek" - mówił. "Ludzie muszą zrozumieć, że protesty oznaczają chaos i zniszczenie".
Ukraiński premier zaprzeczył też informacjom jakoby władze tego kraju rozważały wprowadzenie stanu wyjątkowego.
Do zachwiania sytuacji na Ukrainie doszło w związku z niepodpisaniem umowy stowarzyszeniowej Kijowa z Unią Europejską.