Incydent z posłem Przemysławem Wiplerem zarejestrowało pięć kamer, ale jakoś nagrań jest dosyć słaba, prokuratura rozważa więc oddanie taśm specjaliście, który miałby poprawić jakość obrazu - dowiedziała się Gazeta.pl.

Prokuratura dokonuje na razie oględzin taśm - czyli opisuje szczegółowo w protokole, co widać na nagraniach - a nie jest to łatwe, bowiem przebieg incydentu z Wiplerem uchwyciło aż pięć kamer przemysłowych, należących do właścicieli lokali przy ul. Mazowieckiej. Kamera miejskiego monitoringu, pomimo, że także usytuowana przy ul. Mazowieckiej, nie sięgała lokalu, pod którym doszło do awantury.

Prokurator Przemysław Nowak, rzecznik stołecznej prokuratury, tłumaczy, że dopiero po zakończeniu oględzin prowadzący śledztwo zdecyduje, czy biegły będzie musiał poprawić jakość obrazu nagrań z monitoringu. "Jeśli jest możliwość poprawienia obrazu, to warto to zrobić. Proszę pamiętać, że kamery nagrywały nocą, przy błyskających światłach radiowozu. To musiało mieć wpływ na jakość obrazu." - zaznacza rzecznik prokuratury w rozmowie z Gazetą.pl

Nadal przesłuchiwani są też kolejni świadkowie, cześć z nich musi zeznawać powtórnie. Trwa również sporządzanie stenogramu z zapisu rozmowy zarejestrowanej w izbie wytrzeźwień, gdzie feralnej nocy policjanci przewieźli Wiplera. Przed końcem roku prokurator nie zgromadzi więc raczej całego materiału dowodowego i nie dowiemy się, jak zakończy się incydent.

Do zajścia z udziałem Wiplera doszło ponad miesiąc temu przed jednym z warszawskich klubów. Według policji, Przemysław Wipler, nie przedstawiając się i nie informując, że jest posłem, podszedł do dwójki interweniujących policjantów i zaatakował ich - słownie i fizycznie. Sam Przemysław Wipler twierdzi, że został pobity przez policjantów, a gdy udało mu się wyciągnąć legitymację poselską, funkcjonariusze przestraszyli się sytuacji i przekazali go kolejnej ekipie policyjnej.