Jak donosi "Rzeczpospolita", NIK zajął się zakupami Ministerstwa Spraw Zagranicznych - resort Sikorskiego kupił bowiem 28 foteli za niebagatelną sumę 301,5 tys. zł.

W 2012 roku MSZ kupił 16 za prawie 13 tys. zł brutto, dziesięć foteli obrotowych po 8,5 tys. zł za sztukę i dodatkowo dwa krzesła, z których każde kosztowało 5,2 tys. zł.

Resort spraw zagranicznych tłumaczy, że te wydatki były konieczne, aby "zachować jednolite wyposażenie wnętrz". Ten argument nie przekonał Najwyższej Izby Kontroli, która badając budżet MSZ na 2012 rok właśnie do nich miała największe zastrzeżenia.

"W ocenie NIK okoliczność, że MSZ posiada już meble określonych typów, nie uzasadnia ich uzupełniania, jeśli mają one stanowić wyposażenie innych pomieszczeń niż te, w których meble te się już znajdują" – napisali w raporcie kontrolerzy. I wytknęli, że resort mija się z prawdą - tylko cztery fotele dostawiono do sali konferencyjnej, wyposażonej już w podobne meble tego typu. Reszta trafiła do innej sali konferencyjnej, gabinetów dyrektorów i na recepcję - pisze "Rzeczpospolita".

NIK przeprowadził też symulację, z której wynika, że podobne fotele można było kupić za kwotę niższą o 115,5 tys. zł "bez uszczerbku dla uzasadnionych potrzeb MSZ".

Co ciekawe, resort Sikorskiego już w poprzednich latach próbował kupić takie drogie krzesła i fotele, jednak po doniesieniach prasowych się z tego pomysłu wycofał. Jak si ę okazało, nie na długo.

Wątpliwości co do wydatków ministerstwa mają także posłowie. "W 2007 roku wszyscy ministrowie przyjechali na pierwsze wspólne posiedzenie rządu autobusem. Minęło kilka lat i rozbijają się limuzynami oraz wydają 300 tys. na parę krzeseł. To dopiero pokazuje hipokryzję tej władzy" – mówi "Rzeczpospolitej" polityk PiS Mariusz Antoni Kamiński.