Z gdyńskiej stoczni wyprowadzano pieniądze i majątek - twierdzi przewodniczący działającego w tej firmie Związku Zawodowego "Stoczniowiec" Leszek Świętczak. Według niego w ciągu ostatniego roku sprzedano przynajmniej cztery spółki córki Stoczni Gdynia SA, dopuszczając się przy tym nieprawidłowości.

Zdaniem Świętczaka spółki te sprzedano na przetargach za stosunkowo niewielkie kwoty rzędu kilkuset tysięcy złotych. "Sprzedano te spółki, wobec których stocznia miała największe zobowiązania; potem dyrekcja stoczni podejmowała decyzję o spłacie należności" - powiedział dziś Świętczak. Dodał, że chodzi o kwoty rzędu 1,5 mln zł. Zdaniem szefa "Stoczniowca" ktoś, kto kupił za kilkaset tysięcy złotych którąś ze spółek córek stoczni, natychmiast na takiej transakcji zarabiał dwu, trzy, a nawet czterokrotnie.

Świętczak twierdzi też, że nabywcami spółek córek były osoby związane z dyrekcją stocznią. "Spółki sprzedano osobom fizycznym, ale - jak się okazuje, za tymi osobami fizycznymi stali byli dyrektorzy stoczni" - powiedział. "Takie mam informacje, ale to jest do sprawdzenia przez organy ścigania" - zaznaczył.

Przewodniczący "Stoczniowca" twierdzi też, że poza wyprowadzaniem pieniędzy, w ramach sprzedaży spółek córek wyprowadzano też ze stoczni majątek. Chodzi o m.in. samochody i sprzęt, które - jego zdaniem - stocznia miała przekazać przed sprzedażą swoim spółkom. "Na własne oczy widziałem, jak ze stoczni wywożone były różne urządzenia. Mówili mi też o tym inni pracownicy" - powiedział Świętczak. Dodał, że ma na to dokumenty.

Nie chciał wymieniać konkretnych nazw spółek córek sprzedanych - jego zdaniem - z naruszeniem prawa. Nie chciał też wymienić z nazwiska osób z dyrekcji firmy, które były zamieszane w proceder. "Jeśli ktoś z organów ścigania zwróci się do mnie, a mam nadzieję, że tak się stanie, jestem w stanie przekazać wszelkie dokumenty i wszelkie informacje, jakie posiadam" - powiedział.

Pytany o to dlaczego - przypuszczając, że w stoczni mają miejsce nieprawidłowości, nie zawiadomił organów ścigania - odpowiedział, że zraził się do prokuratury, bo wcześniej wielokrotnie składał zawiadomienia w innych sprawach i za każdym razem śledztwo było umarzane ze względu na małą szkodliwość społeczną lub stwierdzano, że nie doszło do przestępstwa.

O swoich podejrzeniach związkowiec zawiadomił posła PiS

O swoich podejrzeniach związkowiec zawiadomił jednak posła PiS Zbigniewa Kozaka, a ten z kolei zaalarmował CBA. Kozak powiedział w sobotę PAP, że pismo od Świętczaka otrzymał w połowie września. "Wcześniej spotkałem się z panem Świętczakiem, który opowiedział mi o nieprawidłowościach. Poprosiłem o informację w tej sprawie w formie pisemnej i gdy tylko ją otrzymałem, przekazałem gdańskiej delegaturze CBA" - wyjaśnił.

W piątek wieczorem na stronach internetowych Kancelarii Premiera pojawiła się kopia pisma skierowanego przez ministra Tomasza Arabskiego w imieniu premiera do prokuratora generalnego. Jest to zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w procesie sprzedaży składników majątku Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowej. Według Arabskiego dowody wskazują na uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa przez osoby pełniące funkcje publiczne.

Jednocześnie Arabski zawiadomił o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szefa CBA Mariusza Kamińskiego, który mimo iż miał dowody pozwalające na wszczęcie postępowania karnego ws. sprzedaży majątku stoczni nie przekazał ich prokuratorowi generalnemu.

Arabski powołuje się na dwa pisma przesłane do premiera przez szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Pierwsze ma datę 6 października i informuje o niezgodnych z prawem zachowaniach osób pełniących funkcje publiczne w procesie sprzedaży składników majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Drugie z 9 października jest jego uzupełnieniem. Z obu pism wynika, że w toku prowadzonych przez CBA czynności zgromadzono dowody wskazujące na uzasadnione podejrzenie popełnienie przestępstwa przez wskazane w tych materiałach osoby pełniące funkcje publiczne.

Sobotnia "Rzeczpospolita" podaje, że w materiałach pojawiają się nazwiska ministra skarbu Aleksandra Grada i zdymisjonowanego wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda.