Wraz z rozpoczęciem masowych szczepień nadal należy kontynuować testowanie, śledzenie kontaktów i przestrzeganie obostrzeń epidemicznych. Jeśli tego nie zrobimy, grozi nam kolejna fala zakażeń – uważa prof. Tyll Krüger, szef grupy MOCOS, zajmujący się modelowaniem matematycznym w medycynie i biologii.

Prof. Tyll Krüger z Politechniki Wrocławskiej jest założycielem grupy MOCOS (Modelling Coronavirus Spread). Zespół tworzą naukowcy z Politechniki Wrocławskiej, Uniwersytetu Wrocławskiego i z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, eksperci z Nokia Wrocław, EY GDS Poland i z MicroscopeIT. Profesor Krüger zajmuje się modelowaniem matematycznym w medycynie i w biologii.

Naukowiec w rozmowie z PAP wskazał na utrzymujący się od dwóch tygodni spadek liczby wykrywanych zakażeń koronawiurusem w Polsce.

"Nie jest to jednak wystarczająca zmienna, która jednoznacznie wskazywałaby, że sytuacja wyraźnie się poprawia, ponieważ w Polsce utrzymuje się wysoki współczynnik pozytywnych wyników wśród wszystkich przeprowadzonych testów" – mówił profesor.

Zdaniem prof. Krügera wiarygodna ocena stan epidemii powinna być oparta łącznie na sześciu wskaźnikach: liczbie zgonów z powodu COVID-19; całkowitej liczbie zgonów (w tym zgony nadmiarowe); liczbie osób pod respiratorami; liczbie osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 i na relacji wyników pozytywnych testów do całkowitej liczby przeprowadzonych testów oraz na liczbie zakażonych.

"W tej chwili tylko dwa wskaźniki uległy polepszeniu – spadła liczba zakażonych i całkowita liczba zgonów. Jeśli nastąpi spadek wartości tych sześciu wskaźników przynajmniej w perspektywie tygodnia, można powiedzieć, że sytuacja się polepszyła i traktować je jako zielone światło dla polityki prewencyjnej” – tłumaczył ekspert.

Naukowiec wskazał, że w Polsce najbardziej niepokoi wysoka liczba zgonów. "Podczas drugiej fali Polska jest niestety w czołówce państw europejskich, jeśli chodzi o liczbę zgonów związanych z zakażeniem koronawirusem" – mówił.

Profesor ocenił, że wysoka liczba zgonów i zakażeń w Polsce wiąże się m.in. ze zbyt późnym wprowadzeniem ograniczeń epidemicznych. Obostrzenia, według naukowca, powinny zostać wprowadzone już we wrześniu.

"Dodatkowo na początku września popełniono dwa błędy. Po pierwsze testowano tylko osoby, które mają aż cztery objawy COVID-19, czyli część osób mająca dwa lub trzy objawy wymknęła się spod systemu nadzoru epidemiologicznego. Po drugie otwarto szkoły. Do tego zmiany atmosferyczne, które spowodowały, że ludzie częściej przebywają w zamkniętych pomieszczeniach – to wszytko razem spowodowało, że mieliśmy do czynienia z eksplozją zachorowań" – powiedział profesor.

Wskazując na obecny spadek i stabilizację liczby nowych zakażeń, prof. Krüger zwrócił uwagę, że w głównej mierze wynika to ze zmiany zachowań Polaków.

"Dziś już niemal wszyscy znają przypadki, kiedy ktoś ze znajomych czy z rodziny mocno przechorował COVID-19 lub zmarł. To zmieniło zachowania wielu ludzi i ma to realny wpływ na rozwój epidemii" – mówił profesor.

Według jego oceny współczynnik reprodukcji wirusa (R), który oznacza poziom rozprzestrzeniania się epidemii, spadł w Polsce nieznacznie poniżej 1 (każda wartość R powyżej 1 oznacza, że epidemia się rozwija). "Ta sytuacja może się jeszcze polepszyć w grudniu" – mówił. Aby jednak tak się stało, nie można – w ocenie profesora – zbyt wcześnie poluzować obostrzeń epidemicznych.

Naukowiec podkreślił, że duże nadzieje w opanowaniu epidemii wiąże się z upowszechnieniem szczepień. "Szczepienia będą i to dość szybko. Za dwa, trzy miesiące być może szczepienia będą na duża skalę" – mówił profesor.

Wskazał, że pierwsze na rynku dostępne będą preparaty oparte na nowej technologii mRNA, po raz pierwszy stosowanej przy produkcji szczepionek. "Te szczepionki są bezpieczne i ja bym je mocno rekomendował" – powiedział.

Ekspert przestrzegł przy tym przed scenariuszem, w którym po rozpoczęciu masowych szczepień zniesione zostaną wszystkie obostrzenia epidemiczne.

"Może to spowodować kolejną falę zakażeń, która będzie jeszcze większa niż obecna" – powiedział naukowiec, wskazując, że znoszenie restrykcji musi być bardzo przemyślane.

Profesor przestrzegł jednocześnie przed metodami, które w sposób naturalny miałyby stworzyć odporność stadną w populacji – na przykład jedynie przez izolację osób z grup ryzyka.

"To jest moim zdaniem niehumanitarne i jest nierealne, ponieważ starsi ludzie mieszkają często w domach z młodymi ludźmi, więc nie jesteśmy w stanie izolować jednej trzeciej populacji. Taka strategia opanowania epidemii pociągnie za sobą bardzo dużą liczbę zgonów" – mówił.

Według jego szacunków prof. Krügera w Polce do tej pory zakażenie koronawirusem przeszło 7-8 proc. populacji, a do odporności stadnej potrzebne jest nabycie odporności przez 60-70 proc. społeczeństwa.

"Szwedzi stosowali na początku strategię odporności stadnej i się z niej wycofali, bo okazała się nieskuteczna, a przecież w tym kraju jest więcej małych gospodarstw domowych niż w Polce. To znaczy, że gdyby w Polsce zastosować strategię odporności stadnej, to skutki tej strategii byłyby jeszcze gorsze niż w Szwecji. Poza tym nie znamy wszystkich skutków ubocznych zakażenia, a więc to jest ryzykowna strategia także dla młodych" – uważa ekspert.

Naukowiec wskazał, że do opanowania epidemii potrzebna jest wspólna, europejska strategia. "Epidemię opanujemy za pomocą szczepień, ale wraz z ich rozpoczęciem nadal należy kontynuować testowanie, śledzenie kontaktów oraz przestrzeganie obostrzeń epidemicznych. Jeśli tego nie zrobimy, grozi nam kolejna fala zakażeń" – podsumował uczony.(PAP)

Autor: Piotr Doczekalski