Polska Grupa Zbrojeniowa, podmiot, dla którego pracuje ok. 20 tys. ludzi i którego roczne przychody wynoszą ponad 5 mld zł, od kilku tygodni żyje potencjalnymi zmianami w zarządzie. Nikt nie zna dnia ani godziny.
Być może wydarzyło się to jeszcze wczoraj, już po zamknięciu tego wydania DGP. Być może wydarzy się w kolejnym tygodniu. Albo jeszcze następnym. W każdym razie wielka miotła kadrowa wisi nad centralą i ma to wpływ na wszystkich. No bo po co się starać, jak i tak zaraz mnie odwołają? Po co podpisywać jeszcze jakiekolwiek decyzje?
Z plotek, które można usłyszeć w PiS i okolicach, prezes PGZ ma się zmienić i ma przyjść zupełnie ktoś nowy. I oczywiście uczciwy. Taki, który nie kradnie. I wcale nie o to chodzi, że obecny to robi, bo tak nie jest. Po prostu każdy nowy prezes w PGZ ma to do siebie, że jest nowy i uczciwy, ale nie ma żadnego pojęcia o zbrojeniówce. Obecni w zarządzie przedstawiciele ministra obrony Mariusza Błaszczaka, ministra od służb Mariusza Kamińskiego i premiera Mateusza Morawieckiego mogą już najpewniej pakować swoje rzeczy. Choć być może jeden czy drugi z nich zachowa stanowisko. Ale tak naprawdę zmiany kadrowe nie mają większego znaczenia. Wiara w to, że kolejny zarząd PGZ uzdrowi zbrojeniówkę, jest tak samo pozbawiona podstaw jak przekonanie o tym, że polski klub piłkarski wygra Ligę Mistrzów. Oba te zdarzenia sytuują się na planecie o nazwie Fantazja, która pojawia się w „Podróżach pana Kleksa”.
Pozostało
93%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama