Kampania ma stworzyć wrażenie, że zniesienie wiz zależy od administracji Donalda Trumpa i Georgette Mosbacher. A to nie do końca prawda.
Ambasador USA w Warszawie Georgette Mosbacher prowadzi kampanię, której celem ma być zniesienie obowiązku wizowego dla Polaków. Problem w tym, że jedyne, co w tej sprawie może zrobić dyplomatka, to uprawianie PR.
Zróbmy to razem
„Rozpoczynamy kampanię #VisaWaiverDlaPolski! Do końca września mamy czas, aby obniżyć procent odmów wizowych, a tym samym, aby Polska dołączyła do programu ruchu bezwizowego. Ale potrzebujemy pomocy Polaków – zróbmy to razem!” – napisała na Twitterze ambasada Stanów Zjednoczonych. Celem jest umowa o ruchu bezwizowym. Będzie ona możliwa, jeśli wskaźnik odmów wiz turystyczno-biznesowych liczony od października do września spadnie poniżej 3 proc. W ubiegłym roku wyniósł on nieco poniżej 4 proc., czyli najmniej w historii. Głównym czynnikiem wpływającym na decyzję o przyznaniu wizy są „więzy z Polską”, czyli m.in. stała praca, rozpoczęte studia, rodzina.
Kampania jest bardzo sprytnym ruchem. Ale głównie marketingowym. Ma ona stworzyć wrażenie, że kwestia zniesienia wiz zależy od administracji Donalda Trumpa oraz ambasador Mosbacher. A to nie do końca prawda.
Decyzje w tej sprawie podejmuje Kongres, który analizuje kryteria Visa Waiver. Przed dekadą byliśmy naprawdę blisko celu. Wówczas na chwilę radykalnie zliberalizowano widełki systemu i podniesiono próg odrzuconych wniosków o promesę wizową do 10 proc. Gdyby w 2009 r. nie wrócił stary, sztywny i surowy próg 3 proc., już dawno mielibyśmy sprawę załatwioną.
Latynoskie lobby
To, że wówczas zmieniły się przepisy na niekorzystne dla Polski, jest wypadkową kilku czynników. Po pierwsze Ministerstwo Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA (do pewnego stopnia odpowiednik naszego MSWiA) nie dopilnowało wymaganego przez ustawę terminu zainstalowania zabezpieczeń na lotniskach i portach morskich (choćby systemu zbierania danych na temat osób przybywających do USA). Po drugie w Kongresie cały czas nad utrudnieniem uczestnictwa w programie ruchu bezwizowego dla krajów takich jak Polska pracuje latynoskie lobby, któremu nie są potrzebni konkurenci na rynku pracy w szarej strefie.
Powierzchowne deklaracje
Zniesienie obowiązku wizowego na pewno zachęci do wyjazdu do Stanów osoby chcące zatrudnić się w tym obszarze gospodarki. Co więcej, wielu obywateli państw wschodniej Europy przedłuża swój pobyt w Stanach ponad okres przewidziany wizą i, mówiąc delikatnie, realizuje nieturystyczne cele pobytu. Konfrontacja „niewidocznych” jest zawsze bardzo ważna dla amerykańskich władz, bo rząd Donalda Trumpa walkę z nielegalną imigracją uznał za swój priorytet.
Amerykanie naprawdę nie uwzięli się na polskich turystów. Władze USA wszystkich traktują tak samo. Jedynie Czechom, Węgrom, Litwinom i Łotyszom chciało się włożyć więcej pracy w uczestnictwo w programie o ruchu bezwizowym. Brak uczestnictwa Polski w Visa Waiver Program często bywał konsekwencją opieszałości naszych władz. Rumuni na przykład, którym z pewnością dalej do spełnienia amerykańskich standardów, podjęli odpowiednio wcześniej konkretne, pozwalające na docelowe załatwienie sprawy negocjacje. Polska ograniczała się zwykle do powierzchownych deklaracji. A kiedy przychodziło do konkretu, kolejne ekipy opowiadały, że sprawa wiz nie jest już priorytetem, bo Polacy mogą bez wiz jeździć do innych krajów anglojęzycznego świata, z Nową Zelandią włącznie.