- Łączenie Adamowicza z Amber Gold to też jest skrajne świństwo. PiS, jego telewizja, zbudowali sobie historię na podstawie tego, że ciągnął samolot za sznur. Ja też wtedy byłem na tym lotnisku. Na szczęście nie zostałem zaproszony do tego, żeby ciągnąć ten sznur. Obarczanie go odpowiedzialnością za Amber Gold, mówienie o mafii gdańskiej, to też przyczyniło się do jego śmierci - mówi w wywiadzie dla DGP były marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Donald Tusk przyjechał do Gdańska po śmierci prezydenta i robił politykę.

Raczej dawał wsparcie moralne tym, którzy wyszli na ulicę, którym zmienił się świat, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Na ich oczach dokonano tak strasznego politycznego morderstwa z premedytacją.

Panie marszałku, już pojawiły się teorie, że...

Odrzucam te wszystkie teorie spiskowe o tym, że ktoś tego mordercę przygotował.

Że Adamowicz pogrążyłby Donalda Tuska w sprawie Amber Gold.

No właśnie. Takie idiotyzmy. Nie ma co mówić o takich teoriach. Łączenie Adamowicza z Amber Gold to też jest skrajne świństwo. PiS, jego telewizja, zbudowali sobie historię na podstawie tego, że ciągnął samolot za sznur. Ja też wtedy byłem na tym lotnisku. Na szczęście nie zostałem zaproszony do tego, żeby ciągnąć ten sznur. Obarczanie go odpowiedzialnością za Amber Gold, mówienie o mafii gdańskiej, to też przyczyniło się do jego śmierci. W przekazach medialnych tym głównym mafioso miał być Paweł Adamowicz. Atakowano go za otwartość w stosunku do uchodźców, za wspieranie mniejszości. Zdaje pani sobie sprawę, że Paweł przeszedł daleką ewolucję od twardego konserwatysty do pełnego otwarcia?

Do końca był związany z Kościołem.

I w przestrzeganiu dziesięciu przykazań był bardzo konserwatywny. Ale był coraz bardziej krytyczny w stosunku do Kościoła. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Wie pani, dla mnie szokujące jest to, że do tego morderstwa doszło tu, w Gdańsku, w moim mieście, w mieście, od którego wszystko się zaczęło, od którego wolność się zaczęła. To miasto, które się odróżnia od wszystkich innych. Tu są inni ludzie. Pamiętam, jak kiedyś w Zakopanem pomogłem jakiejś kobiecie w górach. Ona mnie pyta, skąd jestem, ja że z Gdańska, a ona, że wobec tego wszystko rozumie.

Jacek Kurski też jest z Gdańska, zna się pan z nim, jest pana kolegą.

Tacy ludzie jak Kurski są w Gdańsku marginesem. Zresztą widać to po wynikach wyborów. A poza tym do takich kolegów to ja się nie przyznaję. Nigdy nie był i nie będzie moim kolegą. Znam go dobrze, wiem, co robił w Gdańsku. Widziałem go, jak współpracował z SLD w sejmiku wojewódzkim, jak grał tylko na siebie. Słyszałem to, co mówił w czasie wyborów, jak komentował to, że z nim wygrałem. Mówił, że odniosłem zwycięstwo tylko dlatego, że umarła moja żona. No wie pani, dla mnie to jest człowiek przezroczysty, nie istnieje, nie chcę go znać. Przez chwilę miałem nadzieję, że się trochę zmienił, ale jednak nie. On odpowiada za to, co emitują „Wiadomości”, co emituje TVP Info. Telewizję publiczną ogląda kilka milionów ludzi. Niektórzy mają tylko TVP. I do ich głów sączone są takie zlepki, że Platforma to zdrajcy, donoszą na Polskę do Brukseli, a Bruksela jest tym samym co kiedyś Moskwa. Po konflikcie o apel smoleński na Westerplatte jeden z ministrów rządu PiS zapytał, czy Adamowicz i jego ludzie nie mają paszportów niemieckich. Taki przekaz był podawany w mediach publicznych. Ci, którzy to robili, próbują się teraz uderzyć, ale w cudze, nie swoje piersi.

TO TYLKO FRAGMENT WYWIADU. CAŁOŚĆ PRZECZYTASZ W MAGAZYNIE DGP JUŻ W PIĄTEK