Prezydent zapraszając na rozmowy przywódców partyjnych ws. wydarzeń w Sejmie wykonał pierwszy krok; teraz oczekuje, że dojdzie do normalnego dialogu politycznego między liderami partii - powiedział w niedzielę dyrektor biura prasowego KPRP Marek Magierowski.

"Pan prezydent wykonał pierwszy krok i oczekuje też, że dojdzie do pewnego - może nie porozumienia - ale przynajmniej normalnej rozmowy, normalnego dialogu politycznego miedzy liderami partii" - podkreślił Magierowski w TVN24.

Prezydent Andrzej Duda w zeszłym tygodniu zaapelował o uspokojenie nastrojów; wyraził też gotowość do mediacji. Spotkał się też z liderami partii opozycyjnych, a także z prezesem PiS i marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim.

Magierowski pytany był, czy prezydent zadowolony jest ze swojej mediacji i czy planuje kolejne spotkanie z przedstawicielami partii politycznych.

"Pan prezydent absolutnie nie uważa swojej misji za zakończoną, ponieważ widzi, wszyscy widzimy, że ten kryzys się nie zakończył. Jeżeli będzie taka potrzeba, żeby prezydent raz jeszcze się włączył się w rozmowy, to oczywiście pan prezydent jest na to przygotowany" - podkreślił przedstawicie Kancelarii Prezydenta.

Dyrektor biura prasowego dodał również, że prezydent liczy także na negocjacje między samymi liderami partyjnymi. "To jest słychać z różnych stron, że być może wkrótce do takich rozmów dojdzie" - dodał.

Magierowski przypomniał ponadto, że prezydent Duda wysłał też list do marszałka Sejmu ws. głosowań w Sali Kolumnowej, podczas których posłowie zaakceptowali budżet na przyszły rok. "Marszałek (Marek Kuchciński - PAP) odpisał tłumacząc, że wszystko odbyło się lege artis. Pan prezydent zbiera teraz różne opinie, wyjaśnienia dotyczące tych głosowań miedzy innymi w Sali Kolumnowej, które wzbudziły takie kontrowersje" - dodał.

Od piątku 16 grudnia w sali plenarnej Sejmu przebywają posłowie opozycji, którzy rozpoczęli wtedy protest wobec wykluczenia z obrad posła PO Michała Szczerby i wobec projektowanych zmian w zasadach pracy dziennikarzy w Sejmie, domagając się zachowania jej dotychczasowych reguł. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wznowił obrady w Sali Kolumnowej, gdzie przeprowadzono głosowania m.in. nad ustawą budżetową na 2017 r. Wcześniej w tej samej sali odbyło się posiedzenie klubu PiS. Opozycja uważa, że głosowania w Sali Kolumnowej były nielegalne.

Zgodnie z zapowiedziami PO i Nowoczesnej protest w Sejmie ma trwać do 11 stycznia, czyli do następnego posiedzenia niższej izby parlamentu.

Eurodeputowany PO Adam Szejnfeld komentując w niedzielę wydarzenia w Sejmie porównał to do tego, co się dzieje na naszą wschodnią granicą. "Mnie się wydaje, że kultura wschodu, Moskwa wygrywa w Polsce z Brukselą, z kulturą zachodu" - ocenił.

Polityk odnosząc się do kwestii głosowania budżetu w Sali Kolumnowej i ewentualnych nieprawidłowości w jego uchwaleniu podkreślił, że taka sytuacja jest "nie do pomyślenia" w europarlamencie. Zwrócił uwagę, że ustawa budżetowa nie tylko decyduje o sposobie wydawania pieniędzy publicznych, ale również funduszy z UE. Ocenił, że jeżeli "podstawa prawna" budżetu, czyli sposób jego przegłosowania, byłby zakwestionowany to np. biedni bądź bezrobotni, którzy otrzymują środki z kasy państwowej mogliby być narażeni na ich zwrot.

"Jaki jest problem, żeby to przegłosować legalnie, normalnie, uczciwie? Nie ma żadnego problemu - oprócz tego - że trzeba reprezentować kulturę zachodu a nie kulturę wschodu. Kultura wschodu - to jest walić pięścią w stół. Mówić tylko - +my mamy rację+ (...) Wschód, Moskwa zaczyna rządzić w Warszawie" - podsumował europarlamentarzysta.

Zdecydowanie nie zgodził się z nim przedstawiciel partii rządzącej Bartosz Kownacki, który zarzucił opozycji, iż chce "rozpętać konflikt o pietruszkę". Przypomniał, że PiS ustąpiło w kwestii dostępu mediów do parlamentarzystów w Sejmie. Jego zdaniem "racjonalna opozycja" powinna w tym momencie zakończyć protest.

"Wy nie zakończycie tego protestu, bo wam nie zależy na tym żeby coś dla Polaków załatwić. Tylko wam zależy na skonfliktowaniu nas wszystkich" - podkreślił Kownacki. Wiceminister obrony zarzucił też PO, że podgrzewała sytuację w trakcie protestów pod Sejmem.

"Państwo udawaliście, że jakieś race zostały rzucone w tłum. To państwo udawaliście, że ktoś został powalony i nieprzytomny leży na ulicy. Po co? Po to, żeby ten tłum ludzi jeszcze bardziej podgrzać" - mówił Kownacki.

Odpowiedział mu poseł Nowoczesnej Adam Szłapka, który nie zgodził się, że "spór jest o pietruszkę". "Zaczęło się od tego, że było bardzo duże napięcie, ze próbowaliście wyrzucić media z Sejmu, a po drugie - zupełnie za nic - został wyrzucony poseł opozycji" - powiedział.

Według Szłapki marszałek Sejmu nie miał regulaminowych podstaw do wykluczenia z obrad posła Szczerby z PO. Dodał też, że jest to niepokojąca sytuacja, w której przy wykluczeniu z obrad większej liczby posłów opozycji, partia rządząca byłaby w stanie zmienić konstytucję. "Przy wyrzuceniu - też za nic - pięćdziesięciu posłów opozycji, dojdzie do sytuacji, że będziecie mogli sobie zmieniać konstytucję. To są poważne sprawy (...) To nie spór o pietruszkę tylko o fundamentalne zasady" - zaznaczył.

Zdaniem Piotra Zgorzelskiego (PSL) obie strony, zarówno PiS jak i opozycja, przekroczyły pewne granice.

"Ocena jest jednoznaczna, że jest to efekt niedojrzałości i barku odpowiedzialności" - powiedział.

Zgorzelski decyzję wykluczającą posła Szczerby nazwał "reakcją niewspółmierną do bodźca", skrytykował też zachowanie Szczerby, który zwrócił się do Kuchcińskiego "panie marszałku kochany".

Z kolei Piotr Liroy-Marzec (Kukiz'15) konflikt ocenił jako "wojnę plemienną".

"Większość tych ludzi pochodzi z tego samego plemienia, poróżniona różnymi waśniami. Efekt końcowy jest taki sam, że ważne jest to, by skarbiec był pełny. Ile jest ofiar w tej wojnie - to zupełnie nie ma znaczenia. Jest to wojna w czystej postaci, ale bardzo zła wojna. Jest to wojna, w której niestety nie zna się słowa kompromis" - ocenił poseł.

Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta był też pytany, czy powołanie Julii Przyłębskiej na nowego prezesa TK kończy spór o Trybunał.

"Pod kątem prawnym tak, pod kątem politycznym zapewne nie, ponieważ opozycja już w tej chwili podnosi, że te decyzje ostatnie nie są zgodne z prawem, dążąc raz jeszcze do tego, aby ten spór kontynuować. Zostały przyjęte trzy ustawy dotyczące funkcjonowania TK i statusu sędziów. Pan prezydent zgodnie z prawem dwie kandydatury na prezesa TK, wybrał jedną z nich. Mianował i odebrał przysięgę od pani prezes Julii Przyłębskiej. W sensie formalnym Trybunał wreszcie może zacząć działać i funkcjonować normalnie. Pan prezydent wiele razy mówił o tym, że zależy mu, aby Trybunał wreszcie odpolitycznić w takim sensie, że pod władza poprzedniego prezesa pana Andrzeja Rzeplińskiego zbyt często, łownie poprzez osobę samego prezesa, Trybunał był wtłaczany w spory polityczne. Pan prezydent zwrócił też uwagę na to, że ma nadzieję na większą dynamikę pracy Trybunału Konstytucyjnego" - powiedział Magierowski.

Zaznaczył też, że nowa prezes została wybrana zgodnie z prawem.

Według Szejnfelda 19 grudnia (koniec kadencji prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego) "skończyła się w Polsce demokracja". "Ale ten dzień nie jest dniem jednoznacznym, ponieważ to był proces. Siedem ustaw, które niszczyły TK miały i maja na celu zrobienie z tego partyjnej instytucji PiS. TK to jest najważniejszy strażnik demokracji; nie ma strażnika, nie ma demokracji" - podsumował. (PAP)