Piątkowe Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze PZPN w Warszawie, zgodnie z przewidywaniami, okazało się najspokojniejsze od lat. Brakowało emocji, było natomiast sporo śmiechu i... nowinek.

Jedyny poważny "zgrzyt" miał miejsce na początku, gdy kilkuosobowa grupa delegatów, głównie z Podkarpacia, domagała się... dokończenia ubiegłorocznych obrad. Większość delegatów nie podzieliła ich zdania, więc "buntownicy" na znak protestu opuścili salę.

Od tej pory, jak zauważył jeden z gości przyglądających się obradom w hotelu Sheraton, było "lekko, łatwo i przyjemnie"

Było również elegancko. Zgodnie z decyzją zarządu wszyscy członkowie tego gremium mieli przyjechać na zjazd w jednakowych garniturach, uszytych dla PZPN przez znaną markę odzieżową. Niemal wszyscy przedstawiciele zarządu dopasowali się do tej dyrektywy. Wyjątkiem był przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy SA Jacek Masiota, którego z pozostałymi członkami zarządu łączył jedynie... identyczny krawat.

Sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina próbował obrócił w żart "nakaz" założenia jednakowych garniturów. "To są stare stroje, już od pół roku nie mamy umowy z tą firmą" - stwierdził Kręcina, który podczas zjazdu był głównym "rozgrywającym" (prowadził obrady).

Wystąpienia delegatów, kiedyś burzliwe i przełomowe, tym razem nie wniosły nic nowego. Zresztą jak mogło być inaczej, skoro w czasie poświęconym na dyskusje na mównicę weszły tylko dwie osoby.

Tym razem z przywileju zabrania głosy skorzystali jedynie: były prezes PZPN Michał Listkiewicz, a także były międzynarodowy sędzia (podobnie jak Listkiewicz) Ryszard Wójcik. Ten drugi rozbawił uczestników zjazdu - widząc topniejącą liczbę delegatów na sali stwierdził, że "sala troszeczkę się wypróżniła".

Chodziło o to, że jeszcze przed zarządzoną przerwą niektórzy delegaci - skuszeni aromatycznymi zapachami dobiegającymi z hotelowej kuchni - udali się na przygotowywany obiad. Tym razem nie musieli się martwić, że dziennikarze i fotoreporterzy będą im zaglądać do talerzy. Organizatorzy zjazdu - po raz pierwszy w historii - postanowili oddzielić przedstawicieli mediów od delegatów parawanami. Na "opornych" dziennikarzy czekali ochroniarze, którzy prostym hasłem "wyjdzie pan!" przypominali żurnalistom, gdzie ich miejsce.

Inną nowością było posadzenie wszystkich członków zarządu za stołem prezydialnym. Dzięki temu mogli patrzeć na salę i obserwować np. efekty głosowania. "Zrobili to specjalnie. Teraz widzą jak na dłoni, kto i jak głosuje" - stwierdzili członkowie podkarpackiej opozycji tuż po swoim wyjściu z sali.



Nieco kontrowersji wzbudziło głosowanie nad absolutorium dla zarządu. Nie chodziło jednak o wynik, ale o sposób jego przeprowadzenia. Wydawało się, że delegaci będą zajmować się sprawą każdego z członków zarządu osobno - tak jak w poprzednim roku. Ostatecznie zdecydowano jednak (większością głosów), że odbędzie się tylko jedno głosowanie - blokowo nad absolutorium dla całego gremium.

Jeden z delegatów był jednak innego zdania. "Zapis w statucie PZPN mówi wyraźnie o głosowaniu nad poszczególnymi członkami zarządu. A +poszczególnymi+ w języku prawniczym znaczy każdym z osobna" - powiedział anonimowo.

Za udzieleniem absolutorium całemu gremium głosowało 53 delegatów. 13 było przeciw, a czterech wstrzymało się od głosu.

Za rok kolejny zjazd sprawozdawczy. W zgodnej opinii obserwatorów będzie jeszcze spokojniejszy niż obecny... Na emocje zanosi się dopiero w 2012 roku, po mistrzostwach Europy, a los obecnych władz będzie w nogach piłkarzy Franciszka Smudy.