Islandzki wulkan Eyjafjallajoekull, który w kwietniu spowodował chaos na lotniskach w Europie, może dawać się we znaki przez kilkadziesiąt lat, ostrzegają naukowcy.
Przebadali oni 205 erupcji na Islandii, które nastąpiły w ciągu ostatnich 1100 lat i zauważyli, że następują one w regularnych cyklach. Ożywiają się i uspokajają we wzajemnej korelacji w cyklu trwającym ok. 140 lat.
Trwająca przez ostatnie pół wieku faza względnego spokoju właśnie dobiega końca. – W drugiej połowie XX w. wulkany były w fazie niskiej aktywności cyklu, ale są oznaki, że zbliżamy się do najwyższego punktu cyklu – uważa Thor Thordarson, wulkanolog z uniwersytetu w Edynburgu.
Co najmniej trzy inne islandzkie wulkany – Grimsvoetn, Hekla i Askja – z których każdy jest potężniejszy od Eyjafjallajoekull, wykazują coraz większą aktywność. Na dodatek niektórzy geolodzy ostrzegają przed zagrożeniem ze strony czwartego wulkanu, Katli, który znajduje się w odległości zaledwie 23 kilometrów od Eyjafjallajoekull. Dwa z trzech ostatnich wybuchów Katli były poprzedzone erupcją jej mniejszego sąsiada.
Tymczasem chmura pyłu wulkanicznego wczoraj znowu spowodowała zakłócenia w ruchu lotniczym nad Wyspami Brytyjskimi. Zamknięte były niektóre lotniska w północnej Anglii (m.in. w Liverpoolu i Manchesterze), Szkocji i Irlandii. Straty linii lotniczych z powodu wstrzymania w kwietniu na tydzień przestrzeni powietrznej nad Europą oszacowano na prawie 150 milionów euro dziennie.
bjn, times, pap