Premier Estonii Kaja Kallas odmówiła w poniedziałek stawienia się przed komisją parlamentarną, mającą wyjaśnić związki jej męża z rosyjskim biznesem; jej posiedzenie zaplanowano na wtorek - poinformowała estońska telewizja publiczna ERR.

Estońska premier powiedziała, że nie stawi się przed komisją, ponieważ sprawa, o której miałaby rozmawiać, nie leży w gestii zapraszającej ją grupy posłów. Kallas miała w tym tygodniu wziąć udział w dwóch oddzielnych posiedzeniach komisji specjalnej parlamentu.

W poniedziałek deputowani mieli rozmawiać z nią o finansach biura prezydenckiego, we wtorek - o działalności biznesowej jej męża w Rosji. Premier zapowiedziała wcześniej, że na poniedziałkowej komisji reprezentować będzie ją minister finansów. Po tej informacji spotkanie zostało odwołane.

"Jako premier organizuję konferencje prasowe w każdy czwartek, podczas których odpowiadam publicznie na wszystkie pytania. Mam też zamiar wznowić sesje pytań w parlamencie, podczas których w każdą środę będę odpowiadać deputowanym. Trudno więc zgodzić się z tezą, że unikam jakichś pytań" - zauważyła w rozmowie z ERR Kallas.

Przyznała, że oczekuje wotum nieufności ze strony opozycji, po którym zgodnie z regulaminem odpowie przed parlamentem. "Jedyne, co mogę teraz zrobić, to jeszcze raz potępić takie działania w Rosji, jak robiłam to już wielokrotnie. To, czego zrobić nie mogę, to odpowiadać za działania każdej firmy w naszym kraju" - wskazała Kallas.

"Mój mąż także udowodnił, że rozumie szkodliwość prowadzenia interesów w Rosji - sprzedał swoje udziały w firmie, którą budował przez lata. Nie wiem, jak lepiej można by zaprezentować wzięcie za coś odpowiedzialności" - powiedziała estońska premier.

W ubiegłym tygodniu telewizja ERR poinformowała o kontynuowaniu przez firmę transportową, której współwłaścicielem jest mąż premier, współpracy z podmiotami rosyjskimi. "Przewozy do Rosji trwają od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, a dyrektor nie chce podać informacji na temat liczby wykonanych od tego momentu kursów" - przekazała ERR.

Partie opozycyjne oraz największe estońskie dzienniki wezwały w piątek premier do dymisji. Ona sama uznała, że "nie widzi potrzeby rezygnowania ze stanowiska, gdyż nie zrobiła nic złego". W przeprowadzonej przez Instytut Studiów Spraw Społecznych ankiecie 57 proc. respondentów uznało, że premier Kallas powinna w związku ze skandalem opuścić swoje stanowisko.

Mąż Kallas w oświadczeniu skierowanym do mediów zobowiązał się do sprzedaży swoich udziałów w firmie i zrezygnowania ze wszystkich piastowanych w niej funkcji. Biuro Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KAPO) Estonii zaznaczyło, że "działania firm powiązanych z mężem premier nie złamały nałożonych na Rosję sankcji".Z Tallina Jakub Bawołek (PAP)

jbw/ mal/