W Sądzie Okręgowym w Warszawie b. szef CBA (obecnie emeryt) zeznał, że nie wiedział o tym, iż nagrano jego spotkanie w restauracji z ówczesną wicepremier Elżbietą Bieńkowską. ”Nie wyrażałem też na to zgody” - dodał. „Publikacja podsłuchanych nagrań wpłynęła na sytuację kraju” - przyznał.
Uchylił się on od odpowiedzi sądu na pytanie czy Falenta informował służby o nielegalnym procederze nagrywania. „Przed faktem publikacji nagrań o tym nie wiedziałem” - zaznaczył. Dodał, że naczelny „Wprost”, który poinformował go, że został nagrany, nie mówił mu, kto tego dokonał.
„Jaką rolę pełnił Falenta w CBA” - pytał obrońca Falenty, mec. Marek Małecki. ”Z uwagi na ustawę o ochronie informacji niejawnych, nie mogę na to odpowiedzieć w trybie jawnym; nie mam zezwolenia od szefa CBA na ujawnianie informacji niejawnych” - odparł Wojtunik.
Obrońca pytał, czy CBA lub inne służby korzystały z nielegalnych podsłuchów z tej sprawy. ”Nie znam takiej sytuacji” - odpowiedział b. szef CBA. „A czy korzystały one z informacji, które zawarte były w tych podsłuchach?” - indagował adwokat. Świadek po raz kolejny uchylił się na od odpowiedzi.
„Czy CBA wprowadziło mechanizmy zapobiegające wykorzystywaniu informacji pozyskanych w ramach nielegalnego podsłuchiwania obywateli?” - dalej pytał Małecki. Wojutnik odparł, że takie mechanizmy wprowadził ustawodawca, wydając normy stosowania podsłuchów, „Jako szef CBA stałem na straży przepisów o CBA i nie ma możliwości by za mojej kadencji takie nielegalne działania były prowadzone” - oświadczył. Zarazem przyznał, że zdarza się że „służba otrzymuje różnorakie informacje na różnych nośnikach elektronicznych i że zgłaszają się osoby, które same zarejestrowały różne sytuacje”. „Nielegalne działania CBA zdarzały się nie za mojej kadencji” - podkreślił Wojtunik.
Zeznał, że po publikacjach mediów o związkach CBA z całą sprawą, zapoznał się z aktami i zweryfikował je. „Biuro zostało zaatakowane” - wyjaśnił, podkreślając, że jego kontrola nie ujawniła żadnych nieprawidłowości po stronie CBA. „To była linia obrony oskarżonego” - dodał. "Nie wypracowano metod działania, gdy ktoś mówi, że jest współpracownikiem danej służby” - zaznaczył b. szef CBA.
Zapytany przez mec. Małeckiego, jak zareagował na opisywane w mediach notatki CBA z rozmów z Falentą nt. prywatyzacji „Ciechu”, Wojtunik odparł: „Generalnie na wszystkie informacje reagowałem w ten sam sposób: zlecałem stosowne działania operacyjne i kontrolne”. Na pytanie Małeckiego, skąd CBA miało 11 nagrań, które potem przekazano Prokuratorowi Generalnemu, świadek zeznał, że uzyskano je „dzięki czynnościom operacyjno-rozpoznawczych”. Uchylił się zaś od odpowiedzi czy pochodziły one od Falenty lub osób z nim powiązanych.
Pytany o swą wypowiedź w rozmowie z Bieńkowską co do podpalenia budki strażniczej pod ambasadą Rosji w Warszawie, Wojtunik odparł, że „jego słowa wyrwano z kontekstu, co wynikało albo ze złej woli dziennikarzy, albo z braku rzetelności”. „Mówiliśmy o stylu zarządzania Sienkiewicza; wskazałem, że jeśli minister angażuje się w operacje policyjne, to gdy dojdzie np. do podpalenia budki wartowniczej, to odpowiedzialność za to spada na niego” - powiedział.
Sąd dopuścił to pytanie warunkowo, bo - jak zaznaczył przewodniczący trzyosobowego składu sędziowskiego - treść nagranych rozmów nie jest przedmiotem tego procesu.
W poniedziałek zeznawać także mają: b. minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, b. minister transportu Sławomir Nowak i Dariusz Zawadka, b. szef GROM.
W rozpoczętym w maju br. procesie odpowiadają - oprócz biznesmena Falenty - dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. (nie zgadza się na podawanie nazwiska) oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka. Falenta i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Odpowiadającym z wolnej stopy podsądnym grozi do 2 lat więzienia.
Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97.
Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga motywy działania oskarżonych miały „charakter biznesowo-finansowy”. Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie firmy Składy Węgla, w której miał udziały, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej. Falenta utrzymuje, że jest niewinny i liczy na uniewinnienie. Według prokuratury miał on zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji.
"To ja ustaliłem i poinformowałem ABW i CBA o tym, że rozmowy gości restauracji Sowa i Przyjaciele są nagrywane" - mówił w lipcu przed sądem Falenta. Dodał, że dowiedział się, iż centrale tych służb nie chcą dopuścić do śledztwa z tym związanego. "Gdy to odkryłem i poinformowałem o tym, postanowili mnie zniszczyć; oskarżono mnie, że to ja zlecałem nagrania" - mówił. Według niego Łukasz N. kłamie, oskarżając go o zlecenie nagrań.
Mec. Roman Giertych, pełnomocnik b. szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. szefa resortu finansów Jacka Rostowskiego, wniósł o rozszerzenie postępowania dowodowego, tak by ustalić "kto stał za Falentą" i "kto zlecił ujawnianie nielegalnie nagranych rozmów". Według niego cała sprawa mogła być "prowokacją dawnego CBA, aby umożliwić PiS powrót do władzy".
Ostatnio zapowiedziano postępowania prokuratorskie ws. niektórych wątków, które były poruszane podczas nagranych rozmów (np. o sprzedaży "Ciechu"). Badana też jest akcja prokuratury i ABW w redakcji "Wprost" w celu zabezpieczenia nagrań rozmów oraz inwigilowanie dziennikarzy związanych z tą sprawą.