Francja zapowiada uderzenia z powietrza na pozycje dżihadystów w Syrii. Jednocześnie premier Manuel Valls ponownie wykluczył możliwość użycia przeciwko bojownikom Państwa Islamskiego sił lądowych.

Szef rządu przemawiając w Zgromadzeniu Narodowym stwierdził, że to dopiero początek operacji przeciwko islamistom w Syrii. Dotychczasowe loty miały charakter rozpoznawczo - zwiadowczy. Zbierano materiały na temat pozycji dżihadystów i szlaków którymi dostarczana jest im broń i żywność. Teraz przyjdzie pora na uderzenie z powietrza. Premier Manuel Valls podkreślił, że to Francja sama wybierze cele do ataku i będą to decyzje niezależne od nikogo, zgodne z interesem państwa francuskiego. Szef rządu wykluczył, by takie działania ze strony Francji, która dotychczas uczestniczyła tylko w nalotach w Iraku, miały wzmocnić reżim Baszira al-Assada.

Część demokratycznej opozycji republikańskiej jest zdania, że same naloty niczego nie dadzą. Dowodem tego jest rosnąca mimo ataków koalicji siła Państwa Islamskiego. Stąd konieczna jest rezolucja ONZ i wspólne uderzenie sojuszników - krajów zachodnich i państw Zatoki Perskiej, na dżihadystów przy użyciu wojsk lądowych. Przeciwnicy tego boją się powtórzenia się sytuacji z Afganistanu i z Iraku.