W piątek pod Wojewódzkim Szpitalem Zakaźnym w Warszawie odbyła się konferencja prasowa europosła Janusza Korwin-Mikkego, posła Przemysława Wiplera oraz Konrada Berkowicza – rzecznika prasowego kampanii prezydenckiej. Kandydat na prezydenta powiedział: "Jedni rodzice chcą dzieci szczepić – inni nie chcą. I tak powinno być".

- W sprawie szczepionek mamy do czynienia z bandą pozornych oszołomów, którzy chcą wszystkich zaszczepić. Pozornych, bo ludzie, którzy chcą nas wszystkich zaszczepić, są przekupieni przez firmy farmaceutyczne (…) – mówił Janusz Korwin-Mikke. Kandydat na prezydenta dodał również: "Zmuszanie ludzi, żeby się szczepili, jest łamaniem podstawowych praw człowieka, podstawowych praw rodziców. Ostrzegam, że jeżeli będą przypadki, że szczepionka komuś zaszkodzi, będziemy pomagali tym ludziom oskarżyć państwo i walczyć o odszkodowanie. Ale oczywiście, szczepionki mogą być również bardzo korzystne, to jest zupełnie inna sprawa. Ne wolno natomiast ludzi do nich zmuszać! To są ich dzieci, a nie dzieci państwowe".

Swoje podejście do kwestii obowiązkowych szczepień przedstawił również na Facebooku.

- Jeśli czyjeś dziecko zachoruje na odrę, różyczkę czy ospę wietrzną – to jest problem tej rodziny. A jeśli zachoruje milion, to jest to paręset tysięcy problemów rodzinnych, a nie „problem społeczny” - przekonuje Janusz Korwin-Mikke.

Zdaniem polityka: "Gdy szczury znajdują nowy pokarm,, to część szczurów go je – a część czeka, czy nie jest to trucizna. Nie wiemy, jakie skutki przyniesie szczepionka? Na pewno przejście chorób dziecięcych to wspaniały trening dla organizmu dziecka: uczy się walczyć z chorobą, uczy się np. podnosić gorączkę do właściwego poziomu (wzrost temperatury jest konieczny – reakcje chemiczne szybciej zachodzą w wyższej temperaturze – a organizm musi produkować różne przeciw-ciała!). Przejście odry może ułatwiać przejście przez inne – już poważne – choroby. Jakie są skutki odległe? Cholera wie! Jednak żyjemy z bakteriami i wirusami od tysięcy lat – i szczepionki to zaburzenie równowagi środowiska naturalnego (przeciwko szczepionkom najgłośniej powinni protestować ekolodzy!)".

Janusz Korwin-Mikke przyznał również, że swoje dzieci prowadził w dzieciństwie do domów, gdzie było dziecko z różyczką – by przeszły tę chorobę jak najwcześniej.

"To nie jest „troska o dzieci” - tylko bezczelny „lobbing” farmakoncernów, które chcą, by rządy zmusiły rodziców do szczepienia dzieci. Cóż: w ustroju niewolniczym to pan, a nie niewolnik, decyduje o szczepieniu dzieci niewolnika. I często robi sobie na nich eksperymenty" - podsumowuje Janusz Korwin-Mikke.