W trzecią falę pandemii koronawirusa wchodzimy w jak poprzednie: z rządem, który by chciał mieć ciastko i zjeść ciastko - jednocześnie chciał by społeczeństwo słuchało zaleceń i nosiło maseczki, i wierzyło w zapewnienia, że wychodzimy na prostą.

19 lutego minister Adam Niedzielski oznajmił, że trzecia fala koronawirusa dotarła do Polski.

„Patrząc na wyniki możemy sobie powiedzieć, że trzecia fala pandemii jest już w Polsce i że to nie jest już pytanie z kategorii - czy ona jest, czy się pojawi, tylko - jakie rozmiary osiągnie w najbliższej przyszłości" – powiedział podczas konferencji prasowej.

Pięć dni później wiedzieliśmy już, że trzecia fala się „rozpędza”.

Znowu minister Niedzielski:

Ta dynamika zaczyna być przedmiotem troski, bo wzrosty, z którymi mamy teraz do czynienia stają się naprawdę coraz większe i dynamika zakażeń zaczyna doganiać tę, z którą mieliśmy do czynienia na początku drugiej fali, w październiku.

Czy jest się czego obawiać, w jakiej jesteśmy sytuacji i jaki jest plan na trzecią falę – nie wiadomo. Co dwa tygodnie rząd będzie podejmował decyzje w oparciu o statystyki zakażeń, zaszczepieni, zgonów i zajętości szpitalnych łóżek – tyle wiemy na pewno. Cała reszta komunikacji jest niespójna i nielogiczna.

Ministrowie jednego dnia przedstawiają obawy – jak na przykład minister Czarnek, który wczoraj mówił, że w obecnej sytuacji raczej należy obawiać się powrotu wszystkich uczniów do nauczania zdalnego niż myśleć o powrocie wszystkich do szkół, a drugiego mamią luzowaniem obostrzeń i uspokajają. Znowu minister Czarnek:

Przecież gdyby uczniowie rzeczywiście transmitowali koronawirusa, to ich rodzice i domownicy byliby chorzy na covid i byliby w izolacji, a oni sami byliby na kwarantannie. Nie są na kwarantannie, chodzą do szkoły. To znaczy nie ma zarażeń u nich w domach, to znaczy, że nie transmitują koronawirusa.

Bardziej pamiętliwi przytoczyliby w tym miejscu słowa poprzednika ministra Czarnka – Dariusza Piontkowskiego „mury nie zarażają” i późniejszą ripostę ministra Adama Niedzielskiego: „Szkoły są rozsadnikiem epidemii”.

Minister Niedzielski zdaje się jednak być, zwłaszcza w ostatnim tygodniu, optymistą. 22 lutego mówił, że jest zwolennikiem podejmowania odważnych decyzji, bo przecież wszyscy oczekujemy luzowania obostrzeń. Zaledwie trzy dni wcześniej ten sam minister mówił jednak, że nie ma obecnie przestrzeni do luzowania obostrzeń i należy spodziewać się ich zaostrzania.

Czy ma to związek z danymi dotyczącymi zachorowań? Zapewne tak. 22 lutego zanotowano 3 890 przypadków zakażeń koronawirusem oraz 17 zgonów, a 19 lutego - 8 777 i 241 zgonów.

Stąd też wzięła się stosowana w Europie i Polsce strategia "dance and hammer" (dokładnie: "The hammer and the dance"), czyli "taniec i młotek". Jak wyjaśniał na antenie TVN24 polega "właśnie na takiej walce z pandemią, że jak tylko można, to chyba luzować, a potem oczywiście trzeba - w przypadku jakichś przyspieszeń - podejmować odpowiednie kroki. Czyli to jest cały czas takie balansowanie".

Dopytywany, czy chciałby utrzymywać "tę fazę tańca raczej, niż fazę młotka", odpowiedział:

To znaczy, myślę, że tutaj region warmińsko-mazurski rzeczywiście wygląda źle na poziomie statystyki. Jeżeli byśmy coś chcieli robić, to ze względu na to, że chcemy raczej tę fazę tańca utrzymywać, to ten młotek raczej zastosujemy tylko miejscowo.

Ostatnie dwa dni to dzienny przyrost o ponad 12 tys. nowych przypadków. Czy to zmieniło nastawienie ministra zdrowia? Niekoniecznie. Minister zdaje się używać strategii „dance and hammer” nie tylko w walce z koronawirusem, ale także w swojej strategii komunikacji. W ciągu dwóch ostatnich dni usłyszeliśmy, że rząd "absolutnie będzie robił wszystko i podejmował odważne decyzje, aby dzieci jak najszybciej wróciły do szkoły" oraz, że „nastawienie rządu jest takie, żeby w miarę możliwości dokonywać odważnych, luzujących kroków. Teraz mamy przyspieszenie trzeciej fali i oczywiście to przekreśla możliwość podejmowania tych odważnych decyzji, ale generalnie trzeba wyraźnie powiedzieć, że nasza tolerancja liczby zachorowań zdecydowanie rośnie".

Tu należy się zatrzymać i wrócić pamięcią do drugiej fali zachorowań.

15 grudnia minister zdrowia był ostrożny. Apelował, by święta spędzać tylko z najbliższą rodziną oraz by zostać w domu.

- Od naszej odpowiedzialności zależeć będzie życie tysięcy ludzi – usłyszeliśmy.

Obawy ministra budziła nie tylko liczba zachorowań i śmiertelność osób przechodzących Covid-19, ale także to, że zbyt wielu chorych zablokuje proces szczepień.

Nie możemy dopuścić do tego, żeby szczepienia odbywały się w warunkach eskalacji pandemii, bo trudno będzie zorganizować wydajny proces szczepień.

Należałoby zapytać, ile wtedy zachorowań to było dużo i ile mogło zablokować nie tylko proces szczepień, ale i ponownie system ochrony zdrowia (o czym, zdaniem ministra, obecnie nie może być mowy, ponieważ jest ona przygotowana na rosnącą liczbę chorych).

15 grudnia dużo (a nawet ogromnie dużo) to było … 10 tys. zachorowań.

"Start z tego poziomu w oczywisty sposób stanowi zagrożenie dla sytemu opieki zdrowotnej i dla procesu szczepień" – powiedział tego dnia Adam Niedzielski

Tak naprawdę, liczba zakażeń stabilizuje się nam w okolicy średnio 10 tys. zakażeń, co jest ogromną liczbą, która prowadzi zarówno do presji na system opieki zdrowotnej, ale też - co jest najgorszą konsekwencją choroby na koronawirusa - do zgonów.

Zaznaczył, że "musimy być bardzo ostrożni w wykonywaniu jakichkolwiek ruchów". "Patrząc też na poziom zachorowań, na którym się znajdujemy, trudno byłoby dopuścić do sytuacji, kiedy trzecia fala rozpocznie się właśnie z tego poziomu 10 tys. dziennych zachorowań" - powiedział Niedzielski przypominając, że druga fala rozpoczęła się od poziomu 1 tys. dziennych zachorowań a skończyła na 28 tys.

Można powiedzieć – no tak, ale teraz mamy szczepionki. Ale w grudniu wiedzieliśmy już, że one będą. Pojawiały się pierwsze możliwe daty dopuszczenia preparatów do użytku.

Można też powiedzieć - zostawmy w spokoju ministra, który poza tym, że jest fachowcem jest także politykiem. Ale spojrzenie na to, co i kiedy mówią fachowcy również nie daje poczucia bezpieczeństwa, że epidemia jest sterowana na podstawie jakichkolwiek obiektywnych i niezmieniających się jak w kalejdoskopie wskaźników. Przypatrzmy się zatem co i kiedy mówi najważniejszy rządowy fachowiec - prof. Horban.

27 stycznia, kiedy zostało potwierdzonych 6789 zachorowań prof. Horban mówił, że Rada Medyczna przy premierze rekomenduje otwieranie gospodarki, ale powolne.

Pytanie jest łatwe, ale odpowiedź jest bardzo trudna. Odmrażać, ale powoli - to jest taka odpowiedź nasza, jako Rady Medycznej. Pytanie, co odmrażać. (..) Trochę to zależy od naszego zachowania" - powiedział. Podkreślił, że jeśli społeczeństwo zrozumie, że maski i dystans społeczny chronią przez zachorowaniem, to "poluzowanie może być coraz szybsze.

Zaledwie dwa dni wcześniej 25 stycznia, kiedy liczba nowowykrytych przypadków koronawirusa ledwo przekroczyła 2,4 tys. mówił:

To nie jest jeszcze czas na luzowanie obostrzeń.

Trzeba tu jednak oddać sprawiedliwość i zaznaczyć, że był to poniedziałek, a - jak wiadomo - w tym dniu tygodnia mamy potwierdzonych zazwyczaj najmniej przypadków. Spójrzmy więc na liczbę zachorowań podaną w sobotę: 6322.

Wchodzimy więc w kolejną falę koronawirusa podobnie jak w poprzednie: bez jasnego (i spójnego) przekazu oraz bez jasnego planu co i dlaczego może być otwierane lub zamykane. A przypomnijmy, że najbardziej absurdalna decyzja jaka została podjęta podczas pandemii, czyli zakaz wstępu do lasów został nałożony po tym jak media obiegły zdjęcia grillujących grup ludzi w parkach. Była wiosna, piękna pogoda i 432 zakażenia dziennie. Dzisiaj jesteśmy w przededniu wiosny, mamy piękną pogodę i 12 tys. zakażeń dziennie.