Prokuratorzy twierdzą, że kelnerzy podsłuchujący ministrów, szefa NBP i biznesmenów dostali za nagrania łącznie ponad 100 tysięcy złotych - ustaliła "Rzeczpospolita". Taka kwota miała paść w treści zarzutów postawionych Łukaszowi N., Konradowi L. oraz biznesmenowi Markowi Falencie. Znaczna większość tej kwoty miała trafić do N.

Falenta zaprzecza, by płacił kelnerom i odcina się od udziału w aferze. "Prokuratura nie udostępniła nam żadnych zebranych materiałów co najprawdopodobniej wskazuje na to, że mocnych dowodów brak" - mówi gazecie adwokat Falenty Grzegorz Radwański.

"Rzeczpospolita" przypomina, że prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie tak zwanej afery taśmowej twierdzi, iż podsłuchiwanych było kilkadziesiąt osób ze świata polityki i biznesu. Trzyma się wersji, zgodnie z którą potajemnie osoby związane z polityką i biznesem mieli nagrywać Łukasz N. i Konrad R. - pracownicy warszawskich restauracji. Czynić mieli to, w porozumieniu z biznesmenem z branży węglowej Markiem Falentą i jego szwagrem Krzysztofem R. Wszyscy mają status podejrzanych.