Biedroń zawiadomił policję: "Policja nie przyjeżdżała... Nie wiedziałem, co robić, a że miałem spotkania w Sejmie, wróciłem na Wiejską. Po dwóch godzinach straż marszałkowska zadzwoniła do mnie z informacją, że policja pyta, czy nie potrzebuję karetki" - relacjonuje poseł w TOK FM.
Biedroń sfotografował obu sprawców, to pracownicy prywatnej firmy roznoszący listy.