Wierzy w łagodny wyrok, choć zdaje sobie sprawę, że Rosja jest nieprzewidywalna. Tomasz Dziemianczuk, polski działacz Greenpeace, wyszedł po południu z rosyjskiego aresztu.

30 działaczy płynących statkiem Arctic Sunrise zorganizowało we wrześniu akcję protestacyjną przeciwko wydobywaniu ropy w Arktyce. Zostali zatrzymani przez rosyjską straż przybrzeżną.

Jeden z nich - Polak Tomasz Dziemianczuk - przebywa teraz w polskim konsulacie w Petersburgu. W wywiadzie dla TVP Info mówił, że liczy raczej na łagodny wyrok, bo wraz z innymi aktywistami naruszył jedynie przepisy administracyjne, a nie karne. Mimo to - jak dodał - sprawa jest niepewna. "Rosja jest nieprzewidywalna, a obrońcy osadzonych z Greenpeace do końca nie wiedzieli, co się dzieje. Wszystko było zależne od sytuacji politycznej" - mówi Tomasz Dziemianczuk

Polak wraz z pozostałymi zatrzymanymi działaczami Greenpeace wzbudzał niemałą sensację wśród współwięźniów. Czuł się "jak egzotyczne zwierzę w klatce". Były też gesty pomocy. Jeszcze w Murmańsku współwięźniowie deklarowali pomoc - na przykład oferowali kawę czy herbatę. "Wszyscy nas wspierali, ponieważ wiedzieli, że jesteśmy chyba jedynymi osobami, które rzeczywiście były niewinne".

Polak mówił, że nie ma się czego wstydzić, choć dał do zrozumienia, że teraz być może zachowałby się mniej radykalnie. Przyznał też, że rosyjskie władze robiły wiele, by więźniom z Greenpeace nie stała się krzywda - przebywali w odnowionych celach, ze współwięźniami o dobrej reputacji.