Złapanie amerykańskiego szpiega w Moskwie było akcją na pokaz. Rosyjskie służby twierdzą, że "są już znużone łapaniem amerykańskich szpiegów" i dlatego urządziły telewizyjny spektakl. Przypominają, że Fogle był już trzecim pracownikiem ambasady amerykańskiej, który w ostatnim czasie próbował werbować rosyjskich oficerów.

Kilka dni temu świat obiegły fotografie Ryana Fogle, trzeciego sekretarza ambasady amerykańskiej w Moskwie, zatrzymanego przez FSB. Poinformowano, że
dyplomatę złapano na gorącym uczynku, gdy jako agent CIA próbował zwerbować rosyjskiego funkcjonariusza.

Już w 2011 roku Rosjanie uprzedzili kolegów zza oceanu, aby zaprzestali takich działań. Nie pomogło. Opublikowano więc zapis rozmowy telefonicznej amerykańskiego dyplomaty z oficerem rosyjskiego oddziału antyterrorystycznego. Ponieważ również kolejne ostrzeżenie nie przyniosło rezultatów, trzeci amerykański szpieg który wpadł w Rosji, stał się kilkudniowym bohaterem wszystkich programów telewizyjnych. Pokazano jego zdjęcia, nawet zapis wideo z przesłuchania.

Pracownicy rosyjskiego kontrwywiadu twierdzą, że świadomie nadali rozgłos całej sprawie, gdyż "nie widzieli innego sposobu uregulowania tej kwestii". W opinii Rosjan,
"bezceremonialność i głupota amerykańskiego wywiadu są porażające”.

Najbardziej rosyjskich kontrwywiadowców zdenerwowało to, że amerykańscy szpiedzy próbowali werbować oficerów z oddziałów do walki z terroryzmem. "Przecież my wspólnie walczymy z tą plagą więc po co amerykanie tak niestosownie się zachowują” - dziwią się rosyjscy funkcjonariusze.

Tymczasem dziennikarze drwią, że amerykański agent chodził po rosyjskiej stolicy z instrukcją werbunkową, mapą i kompasem, a przecież mógł kupić satelitarny system nawigacji