Jedni nie chcą się wychylać, bo obawiają się, że Jarosław Kaczyński skreśli ich z listy przed wyborami, inni sądzą, że twardej smoleńskiej retoryki wymagają wyborcy - w PiS, jak podaje "Rzeczpospolita" jest spora grupa polityków, którzy nie wierzą w zamach 10 kwietnia.

Według szacunków gazety, przeprowadzonych na podstawie rozmów z politykami, lista "ateistów smoleńskich" w PiS obejmuje kilkadziesiąt - co najmniej 30-40 - nazwisk w liczącym niemal 170 posłów i senatorów klubie. Mało, który poseł przyznaje się jednak, że nie wierzy w zamach. Są tacy, którzy obawiają się reakcji Kaczyńskiego i tacy, którzy uważają, że trzeba mówić o zamachu dla odróżnienia się od Platformy.

Bolesław Piecha, były minister zdrowia w rządzie Kaczyńskiego, przyznaje otwarcie.- Nie muszę wierzyć we wszystko, co mówi Antoni Macierewicz. W tej sprawie nadal wiele jest niewyjaśnionych kwestii. Ale w zamach nie wierzę. Czemu? Wiara jest kwestią indywidualną, trudną do wytłumaczenia - mówi.

Zbigniew Girzyński: "Nie chcę swoją obecnością legitymować prac zespołu Macierewicza, co do rzetelności których nie mam przekonania" / Newspix / JACEK HEROK

Zbigniewowi Girzyńskiemu nie podoba się to, że o zamachu mówi się w kategoriach wiary. - Mówimy o sprawach, które powinny być kwestią wiedzy, a nie wiary - mówi.

Jest jednym z nielicznych polityków PiS, którzy nie uczestniczą w pracach smoleńskiego zespołu Macierewicza.- Nie uczestniczę, bo nie mam wiedzy i umiejętności, które mogłyby pomóc. Przypuszczam zresztą, że podobnie mogliby o sobie powiedzieć prawie wszyscy członkowie zespołu - wyjaśnia.

Niemal identycznie mówi prof. Jerzy Żyżyński, inny polityk PiS ciepło przyjmowany w Radiu Maryja. – Jestem biernym obserwatorem. Bardzo przemawia do mnie hipoteza, że były wybuchy na pokładzie. Ale nie wiem, czy był zamach. Można go wykluczyć tylko poprzez dowody naukowe.