Przez media przetoczyła się burza po tym, jak władze Sejmu przyznały sobie sute nagrody. Okazuje się jednak, że premie przyznawali sobie wszyscy. Z tego zestawienia wynika, że najmniej Prezydium Sejmu wypłacało sobie w czasach rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR. Dużo hojniejsze władze Sejmu są za rządów PO-PSL - informuje dziennik.pl.



Najbardziej rozrzutne władze polskiego parlamentu były w roku 2008. Wtedy marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski. Z kieszeni podatnika na premie poszło wtedy łącznie ponad 305 tys. zł. Dzięki trzem nagrodom na konto Komorowskiego wpadło ponad 66 tys. zł. Wicemarszałkowie: Jarosław Kalinowski, Stefan Niesiołowski, Krzysztof Putra i Jerzy Szmajdziński dostali po ponad 59 tys. zł.

Najsłabszy pod względem nagród był rok 2006. Marszałek Marek Jurek i wicemarszałkowie: Jarosław Kalinowski, Bronisław Komorowski, Marek Kotlinowski, Wojciech Olejniczak i Genowefa Wiśniowska wypłacili sobie w sumie blisko 160 tys. zł.

Najwięcej z tytułu premii otrzymał Jurek, bo ponad 31 tys. zł, a jego zastępcy po blisko 30 tys. zł.

Nagrody politycy wypłacali sobie od lewa do prawa. Na liście tych, którzy otrzymali dodatkowe pieniądze jest też m.in. obecny premier, a wówczas wicemarszałek Donald Tusk. Wtedy, w 2005 roku, marszałek Włodzimierz Cimoszewicz wypłacił wicemarszałkom po ponad 43 tys. zł. Nieco mniej, bo 41 tys. zł otrzymał Michał Ujazdowski. Sam Cimoszewicz zainkasował wtedy ponad 48 tys. zł.

Jeśli nie jesteśmy w stanie gwarantować podwyżek ludziom, to nie możemy sami sobie dawać nagród, które de facto mają charakter uzupełnienia wynagrodzenia - stwierdził w piątek Donald Tusk komentując fakt przyznania sobie nagród przez Ewę Kopacz i wicemarszałków.