Zdaniem Richarda Pipesa, emerytowanego profesora historii na Uniwersytecie Harvarda, wizyta prezydenta Baracka Obamy w Polsce była sukcesem dyplomatycznym, ale jej znaczenie jest głównie - jak to określił - "symboliczno-psychologiczne".

Profesor uważa, że potwierdzenie rotacyjnej obecności samolotów USA w Polsce nie ma większego realnego znaczenia.

"Rezultatem będzie pewna amerykańska obecność wojskowa w Polsce, ale to głównie symboliczna obecność. Rosjanie się chyba tym nie martwią. Stara tarcza rakietowa (projekt rozmieszczenia w Polsce stałej bazy 10 antyrakiet realizowany przez administrację prezydenta Busha - przy.PAP) to było coś znaczącego. To natomiast, co proponuje Obama: trochę Amerykanów w Polsce, trochę samolotów, to chyba tylko po to, aby Polacy dobrze czuli się z amerykańską obecnością, ale nie ma to żadnego militarnego znaczenia" - powiedział Pipes w rozmowie z PAP.

Pipes, który kierował biurem ds. europejskich w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za administracji prezydenta Ronalda Reagana, uważa, że odległa data (2018) zapowiadanego rozmieszczenia w Polsce mobilnych rakiet SM-3 - elementu "nowej" amerykańskiej tarczy rakietowej w Europie - pozwala nawet wątpić, czy plany te rzeczywiście będą zrealizowane.

"Zależy to od tego, jakie będą wtedy stosunki USA z Rosją, co bardzo trudno przewidzieć. Jeżeli będą dużo lepsze, tarcza nie zostanie prawdopodobnie zainstalowana. Jeżeli będą dużo gorsze, może być zainstalowana. Będzie to oczywiście zależne od relacji z Rosją" - powiedział profesor.

"Wizyta Obamy w Warszawie była udana"

Przyznał jednak, że wizyta Obamy w Warszawie była udana.

"To była dobra wizyta. On jest dobrym dyplomatą, sprawia, że ludzie dobrze się czują, daje im zachęty i sprawia, że Polacy czują się bardzo ważni. A Polska rzeczywiście jest ważna - to najważniejszy kraj w Europie Wschodniej. Odgrywa ważną rolę w stosunkach (Zachodu) z Białorusią i Ukrainą" - powiedział.

Pipes pochwalił Obamę, że ostro skrytykował w Warszawie reżim na Białorusi i że spotkał się z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem.