"W ubiegłym tygodniu zrodziła się inicjatywa grupy archeologów z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Grupa ta przedstawiła projekt prospekcji terenowej na terenie katastrofy. Wydaje się, że to jest dobre rozwiązanie dlatego, że profesjonalnie, fachowo, z użyciem odpowiednich narzędzi cały ten teren można przebadać, szukając wszystkich pozostałości" - mówił Boni na środowej konferencji prasowej.
Słów ministra nie potwierdza jednak rzeczniczka Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej Katarzyna Mieczkowska-Czerniak. Powołując się na szefa tamtejszego instytutu archeologii prof. Andrzeja Kokowskiego, powiedziała ona w środę wieczorem portalowi tvn24.pl, że archeolodzy z UMCS nie mają żadnych informacji jakoby mieli wyjechać do Smoleńska. - "Profesor nic nie wie o wyjeździe. To jest po prostu niemożliwe" - zaznaczyła w rozmowie z portalem.
Boni wyjaśnił podczas briefingu, że badania te są potrzebne dlatego, iż wraz z upływem czasu i opadami deszczu, może następować wypłukiwanie z ziemi jeszcze tych rzeczy, które po katastrofie mogły zostać usytuowane głęboko w ziemi.
Koszty wyprawy ma pokryć m.in. Kancelaria Premiera
Poinformował również, że w środę do Moskwy udał się wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder. "Pierwsze zadanie dotyczy zabezpieczenia tego terenu, drugie zaś - uzyskania od strony rosyjskiej zgody na podjęcie tego projektu badawczego (...) Trzecie zadanie wiąże się z organizacją tego przedsięwzięcia, czyli zapewnienia logistyki - z finansowaniem wyjazdu grypy archeologów z odpowiednim sprzętem" - zaznaczył Boni.
Według ministra, grupa, która uda się do Smoleńska ma liczyć od pięciu do siedmiu osób, a jej misja przewidywałaby kilka etapów. Pierwszy z nich miałby potrwać 10 dni. "Kiedy rozmawialiśmy na temat tego projektu, pojawiła się również propozycja, aby po pewnym czasie ta sama grupa archeologów udała się tam ponownie dlatego, że ze względu na upływ czasu, przemieszczenia ziemi, przemieszczenia tego terenu, być może trzeba będzie te poszukiwania po raz kolejny przeprowadzić" - powiedział Boni.
Jak dodał, wyjazd archeologów mógłby nastąpić w połowie przyszłego tygodnia. Wszystko zależy jednak - jak zaznaczył - od tego, kiedy uda się uzyskać zgodę strony rosyjskiej.
Koszty wyprawy ma pokryć m.in. Kancelaria Premiera.
Boni zapowiedział, że wszystkie rzeczy osobiste ofiar katastrofy, które znajdą polscy badacze, zostaną zwrócone ich rodzinom i bliskim
Boni zapowiedział też, że wszystkie rzeczy osobiste ofiar katastrofy, które znajdą polscy badacze, po identyfikacji zostaną zwrócone ich rodzinom i bliskim. "Jeśli chodzi natomiast o wszystkie inne pamiątki, to myślę, że to są pamiątki, które stanowią nasze wspólne dziedzictwo, są elementem naszej wspólnej pamięci. Były już pomysły i projekty zgłoszone przez Muzeum Historii Polski. Myślę, że inni muzealnicy mogą być tym zainteresowani i przypuszczam, że w najbliższym czasie należałoby przygotować taki projekt muzealny pamięci po to, żeby te wszystkie pamiątki, które będą odnajdywane były gromadzone w jednym miejscu i stanowiły taki materialny element pamięci historycznej" - podkreślił.
Minister poinformował również, że 10 maja (dokładnie miesiąc po katastrofie) na zostać na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim zainicjowana kwatera pamięci tej tragedii. "10 kwietnia 2010 Smoleńsk - taki jest tytuł" - powiedział Boni. Później na Powązkach powstać ma również pomnik ofiar katastrofy.
W tym samym dniu planowane są w Krakowie i Warszawie msze święte w intencji ofiar, a także specjalny koncert w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Archeolog: badaczy terenu po katastrofie pod Smoleńskiem czeka żmudna praca
Grupa archeologów badająca teren po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem czeka długotrwała i żmudna praca - uważa archeolog prof. Michał Kobusiewicz z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, który w rozmowie z PAP przedstawił możliwy scenariusz badań.
O tym, że polscy archeologowie udadzą się w przyszłym tygodniu do Smoleńska, by zbadać miejsce katastrofy Tu-154, poinformował w środę minister w Kancelarii Premiera Michał Boni. Jego zdaniem, grupa, która uda się do Smoleńska, ma liczyć od pięciu do siedmiu osób.
"W miejscu katastrofy najprawdopodobniej będzie założone normalne wykopalisko archeologiczne, które rzeczywiście pozwoli ten teren bardzo szczegółowo przebadać. W ten sposób możliwe stanie się określenie tego, co jest na i pod ziemią" - powiedział Kobusiewicz. "Tam wszystko musi być bardzo delikatnie eksplorowane i jeszcze przesiewane na sitach, a zatem to będzie żmudna i długotrwała praca" - ocenił.
Jak tłumaczył, badanie to polega na założeniu siatki kwadratów, z których każdy będzie miał wielkość jednego ara. "Najpierw wyznacza się kwadraty 10 na 10 metrów, następnie odznacza się każdy metr kwadratowy i dokumentuje się wszystkie znaleziska" - wyjaśnił archeolog.
W pracach archeologów użyte zostaną także profesjonalne wykrywacze metalu, a także specjalistyczna aparatura pomiarowa tzw. teodolit, który pozwoli na określenie położenia w poziomie i pionie odkrywanych przedmiotów.
"Z punktu widzenia metodyki dla archeologów to nie jest trudne zadanie"
"Do tego robi się dokumentację rysowniczą i fotograficzną. Chodzi m.in. o porównanie, w jakim położeniu względem siebie znajdowały się znalezione przedmioty" - podkreślił archeolog. Dodał też, że praca ta pozwoli na bardzo dokładne określenie głębokości znalezisk i ich położenie w każdym konkretnym metrze kwadratowym.
W ocenie profesora, archeolodzy mają doświadczenie w przeprowadzaniu tego rodzaju prac, m.in. prowadząc wcześniej ekshumacje grobów w Katyniu. "Z punktu widzenia metodyki dla archeologów to nie jest trudne zadanie" - powiedział Kobusiewicz.
Zaznaczył jednak, że ze względu na niewielką liczbę wysyłanych na teren katastrofy specjalistów, ich praca może okazać się długotrwała. "To jest olbrzymi teren, długości kilkuset metrów i szerokości, co najmniej kilkudziesięciu, tak więc arów do archeologicznego przebadania jest mnóstwo" - tłumaczył archeolog, dodając, że prace polskich archeologów mogą potrwać nawet kilka miesięcy. "Kilku archeologów to jest trochę mało, bo taka praca jest czasochłonna" - dodał.
10 kwietnia w Smoleńsku samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się przy próbie lądowania w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu