Podczas konferencji prasowej przed Komendą Stołeczną Policji, na której wstępnie podsumowano działania policji podczas niedzielnych demonstracji, rzecznik KSP podkreślił, że nic się nie zmieniło i cały czas "mamy do czynienia z nielegalnymi zgromadzeniami".
"Oczywiście zgadzamy się z wszystkimi osobami, które wskazują, że mamy do czynienia z prawem konstytucyjnym do protestów, że każdy ma prawo brać udział w zgromadzeniach, ale pamiętajmy, że konstytucja wskazuje na obowiązki z przestrzeganiem prawa" - powiedział rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak.
"Jeżeli weźmiemy pod uwagę chociażby takie prawo jak prawo o zgromadzeniach, np. prawo o ruchu drogowym, czy inne akty związane chociażby z obostrzeniami dotyczącymi sytuacji covidowej, to wszystkie te przepisy zostały zlekceważone" - podkreślił.
Odnosząc się do informacji pojawiających się w przekazie medialnym, że niedzielne zabezpieczenia były pokazem siły policji zaznaczył, że Policja nie może sobie pozwolić na to, żeby czekać do pierwszego momentu, kiedy policjanci zostaną zaatakowani.
Zwrócił uwagę na nagranie znajdujące się na Twitterze stołecznej policji, na którym zestawiono znalezione w sieci komentarze, które m.in. nawoływały do przemocy wobec policji.
"Mówiły o tym, żeby zabrać ze sobą koktajle Mołotowa, mamy konkretne zapowiedzi, które odnoszą się do tego, co miało się dzisiaj dziać na ulicach Warszawy. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby poczekać do momentu, kiedy policjanci zostaną zaatakowani. My mamy być gotowi na sytuacje, które się pojawią, stąd z naszej strony odpowiednie siły i środki, żeby było bezpiecznie" - powiedział.
"Uwzględniamy zagrożenia, bo policja profesjonalna to policja przygotowana do tego typu zagrożeń, z którymi mieliśmy do czynienia chociażby dzisiaj. Dzisiaj było bezpiecznie, bo działaliśmy zdecydowanie i szybko, i tam gdzie trzeba było działać" - podkreślił.
Zaznaczył, że w niedzielę "bardzo niepokojąca sytuacja miała miejsce w okolicach pl. Piłsudskiego", gdzie znajdował się kordon policji. "W pewnym momencie tłum napierał na ten kordon i w momencie kiedy policjanci podjęli interwencję wobec jednego z uczestników pojawiła się grupa posłów, która zaczęła interweniować" - powiedział. Dodał, że powodem interwencji było to, że mężczyzna posiadał nóż.
Rzecznik wskazał również, że w czasie protestów policjanci zatrzymali osobę poszukiwaną, która po wpłaceniu odpowiedniej kwoty do której była zobligowana i po wykonaniu czynności została zwolniona.
"Kolejna osoba, która została zatrzymana to 78-letnia kobieta" - zaznaczył. Dodał, że chodziło o zawiadomienie ze strony posłanki Lewicy Joanny Scheuring-Wielgus. 78-latka miała uderzyć posłankę torebką.
Marczak poinformował, że trzecia zatrzymaną osoba jest natomiast mężczyzna, który został zatrzymany w związku z pomalowaniem radiowozu i naruszeniem nietykalności cielesnej policjanta.
"W tym przypadku mamy interweniujących policjantów, nieumundurowanych policjantów, którzy przed rozpoczęciem interwencji poinformowali osobę, że są policjantami, wyciągnęli odpowiednie znaczniki i mimo wszystko zostali zaatakowani" - powiedział.
Dodał, że w tej sytuacji konieczne było użycie pododdziałów zwartych, które szybko opanowały sytuację. Zaznaczył również, że mężczyzna ten jest na tę chwilę jedyną osobą, która pozostanie na noc do wykonania wszystkich czynności.
Niedzielna demonstracja środowisk związanych ze Strajkiem Kobiet oraz Strajkiem Przedsiębiorców rozpoczęła się w południe w pobliżu Ronda Dmowskiego. Demonstranci wyruszyli w kierunku Żoliborza, gdzie mieszka Jarosław Kaczyński, ale w okolicach ul. Świętokrzyskiej manifestację zatrzymała policja. Protestujący omijali jednak blokadę bocznymi ulicami.
Po godz. 14 tłum dotarł na Żoliborz, gdzie słychać było okrzyki: "Je**ać PiS, "Jarek wypad z Unii, my zostajemy". Puszczany był również utwór "Mury" Jacka Kaczmarskiego. Niektórzy manifestujący odpalali race. Ok. godziny 15 manifestację zakończono. Część uczestników przeszła jednak na pikietę solidarnościową przed Komendę Stołeczną Policji.