W głosowaniu może wziąć udział o 30 mln więcej osób niż cztery lata temu.
W wielu stanach we wcześniejszym głosowaniu wzięło udział do tej pory prawie tyle osób, ile w 2016 r. zagłosowało ogółem. W Teksasie jest to niemal 90 proc. całej frekwencji z pojedynku Trump – Clinton. Podobnie jest w Georgii i Północnej Karolinie.
Według sondaży – zarówno ogólnokrajowych, jak i na poziomie poszczególnych stanów – Joe Biden idzie po zwycięstwo. Ale jeśli spojrzeć na konkretne dane z wcześniejszego głosowania, korespondencyjnego i osobistego, ten obraz nie jest już tak optymistyczny dla demokraty. W trzech z czterech kluczowych stanów nie udaje mu się zniwelować przewagi Donalda Trumpa do tego stopnia, by te stany mu odbić.
Trzeba też pamiętać, że wyborcy o lewicowych preferencjach planują zagłosować wcześniej. Taką wolę deklaruje 62 proc. tego elektoratu. Z kolei 72 proc. republikanów chce oddać głos osobiście dopiero 3 listopada. Dlatego teraz jakakolwiek przewaga lewicy może zostać mocno zniwelowana w nadchodzący wtorek. Żeby pokonać Trumpa w najważniejszych stanach, wyborcy Bidena we wcześniejszym głosowaniu musieliby mieć przewagę 70 proc. do 30 proc. wyborców urzędującego prezydenta. Na razie mogą być spokojni o Pensylwanię. Dotąd zagłosowało tam 79 proc. demokratów i 21 proc republikanów. W 2016 r. ten stan i jego 20 głosów elektorskich Trump niespodziewanie odebrał Clinton. Przewaga Bidena się utrzymuje najpewniej dlatego, że jest on związany z robotniczym miasteczkiem Scranton i potrafi przekonać do siebie tzw. niebieskie kołnierzyki, czyli klasę ludową uznawaną za twarde jądro elektoratu Trumpa.
Natomiast w pozostałych stanach demokrata nie zbliża się do niezbędnego progu 70 proc. we wcześniejszym głosowaniu, żeby zabezpieczyć się przed ofensywą republikanów 3 listopada. W Iowa poszło zagłosować 63 proc. jego bazy, na Florydzie 57 proc., a w Newadzie, którą Clinton wygrała o włos, 58 proc.
Trzeba też wspomnieć, że w tej kampanii mocno daje o sobie znać stara amerykańska tradycja tzw. vote supression, czyli utrudniania możliwości oddania głosu, głównie wyborcom o lewicowych preferencjach. Umożliwienie realizacji podstawowego prawa obywatela odbywa się legalnie i nielegalnie. Kruczkami i fortelami wyborców zniechęcają też władze poszczególnych stanów oraz sądy.
Na przykład w Pensylwanii odrzucono ponad 370 tys. wniosków o głosowanie pocztowe w wyborach. Większość z nich – jak podaje portal ProPublica – wypełniły osoby, które nie wiedziały, że zawnioskowały już o karty wyborcze w głosowaniu prezydenckim, wypełniając formularz w prawyborach. Ten problem dotyczył ok. 90 proc. z odrzuconych wniosków w Pensylwanii. Ich łączna liczba stanowi blisko jedną piątą ze wszystkich złożonych do tej pory takich dokumentów.
Prawo stanu Georgia jest bardzo surowe. Brak myślnika, apostrofu lub litery inicjału może pozbawić obywatela jego prawa wyborczego. Jeśli dane w dowodzie tożsamości nie zgadzają się z danymi w rejestrze wyborców, komisja może takiemu człowiekowi odmówić możliwości wzięcia udziału w wyborach.
Tekst powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie