Prezydent Filipin Rodrigo Duterte rozważa osobiste negocjowanie z wiernymi Państwu Islamskiemu (IS) rebeliantami, którzy działają na południu kraju - podała agencja Reutera. Duterte zapowiedział możliwość rozszerzenia obszaru objętego stanem wojennym.

Ze względu na starcia między islamskimi partyzantami a armią na południu kraju Duterte skrócił swoją oficjalną wizytę w Rosji. "Zapewniam was, że nie pozwolę na nadużycia. Rząd wciąż działa, Kongres funkcjonuje, a sądy są otwarte dla obywateli, którzy szukają sprawiedliwości" - powiedział Duterte w Manili, po powrocie z Moskwy.

"Jesteśmy ostatni na waszej liście zmartwień, ale jeśli porwiecie się na konfrontację z rządem, rozkażę użycie prawa. Mój rozkaz wobec każdego złapanego z bronią i stosującego wobec nas przemoc to: strzelać, by zabić. Nie zawaham się tego zrobić" - zagroził ekstremistom prezydent.

"Jeżeli uznam, że powinniście umrzeć, zginiecie. Jeżeli będziecie z nami walczyć, zginiecie. Jeżeli stawicie otwarty opór, zginiecie" - dodał Duterte.

"Przewidziałem (...), że pewnego dnia najgorszą rzeczą, z którą trzeba się będzie uporać, stanie się przybycie ISIS (Państwa Islamskiego - PAP) do naszego kraju" - powiedział Duterte.

Agencja Reutera, powołując się na wypowiedź prezydenta, podała, że byłby on także gotów osobiście prowadzić negocjacje z islamistami. Nie podano jednak dalszych szczegółów.

Armia Filipin poinformowała o śmierci sześciu żołnierzy sił rządowych podczas walk na wyspie Mindanao, na południu kraju. Prezydent zapowiedział, że wraz z wprowadzeniem stanu wojennego na terenie objętym walkami znosi również zasadę habeas corpus, zezwalając wojsku na aresztowania każdego bez sądowego wyroku. Duterte nie wykluczył rozszerzenia stanu wojennego także na prowincję Visayas, w środkowej części Filipin.

Agencja AP twierdzi także, że prezydent bierze pod uwagę objęcie stanem wojennym całego kraju. "Jeżeli uznam, że IS ma przyczółki także na wyspie Luzon (na północy Filipin - PAP) i terroryzm będzie naprawdę niedaleko, wówczas mogę ogłosić stan wojenny na terenie całego kraju" - mówił w środę na lotnisku w Manili prezydent. Zgodnie z konstytucją prezydent ma 48 godzin na uzasadnienie przed Kongresem potrzeby wprowadzenia stanu wojennego. Następnie wniosek jest poddawany debacie i o jego przyjęciu lub odrzuceniu decyduje większość głosów.

W całym kraju 175 tys. funkcjonariuszy policji państwowej zostało postawionych w stan najwyższej gotowości, by podnieść bezpieczeństwo miejsc publicznych.

Podczas wtorkowych walk między siłami rządowymi a stronnikami wiernego IS ugrupowania Abu Sajaf na ulicach Marawi na wyspie Mindanao zginęło co najmniej trzech, a rannych zostało 12 żołnierzy i policjantów. Powołując się na filipińskie wojsko, AP informuje również o zabitych i rannych wśród rebeliantów. W związku z tą sytuacją Duterte wprowadził we wtorek stan wojenny na południu kraju na 60 dni. Porównał jego wprowadzenie do stanu wojennego obowiązującego na Filipinach za prezydentury Ferdynanda Marcosa, dyktatora cieszącego się złą sławą wśród mieszkańców kraju.

Islamiści porwali także kilkanaście osób z katolickiej katedry w Marawi podczas walk z siłami rządowymi. Świątynia została spalona, miejsce pobytu uprowadzonych nie jest znane.

Ugrupowanie Abu Sajaf złożyło przysięgę wierności Państwu Islamskiemu; znane jest z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców, m.in. zamachów bombowych, wymuszeń i porwań dla okupu. Od lat 70. XX wieku chce przekształcić południe Filipin w kalifat.