Prezydent Rosji Władimir Putin uważa atak rakietowy USA na syryjską bazę za "agresję wobec suwerennego państwa i naruszenie norm prawa międzynarodowego" - oświadczył w piątek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Ocenił, że atak zaszkodzi stosunkom Rosji i USA.

Putin "uważa amerykańskie ostrzały (rakietowe) w Syrii za agresję przeciwko suwerennemu państwu z naruszeniem norm prawa międzynarodowego, i to pod zmyślonym pretekstem" - powiedział Pieskow.

"Armia syryjska nie ma zapasów broni chemicznej" - oznajmił przedstawiciel Kremla. Ocenił, że zniszczenie wszystkich zasobów tej broni, jakimi dysponowała syryjska armia rządowa, zostało potwierdzone przez wyspecjalizowaną agendę ONZ.

Jak mówił przedstawiciel Kremla, Putin ocenia, iż atak amerykański w Syrii jest próbą "odwrócenia uwagi społeczności międzynarodowej od licznych ofiar wśród ludności cywilnej w Iraku".

Pieskow zaznaczył, że amerykański atak na syryjską bazę "wyrządza znaczące szkody stosunkom rosyjsko-amerykańskim, które i bez tego znajdują się w opłakanym stanie". W ocenie Putina "ten krok (Waszyngtonu) przede wszystkim nie zbliża nas do ostatecznego celu w walce z terroryzmem międzynarodowym, przeciwnie - stwarza poważną przeszkodę w stworzeniu koalicji międzynarodowej w walce z nim i w skutecznym przeciwdziałaniu temu ogólnoświatowemu złu" - przekazał rzecznik rosyjskiego prezydenta.

W rezultacie ataku na syryjską bazę nie zostali poszkodowani obywatele Rosji - podało radio Echo Moskwy, powołując się na deputowanego do rosyjskiego parlamentu Dmitrija Sablina.

Siły USA w nocy z czwartku na piątek przeprowadziły atak z użyciem 59 pocisków samosterujących Tomahawk na syryjską bazę lotniczą Szajrat w prowincji Hims w środkowej części kraju. Była to odpowiedź na wtorkowy atak chemiczny na opanowaną przez rebeliantów miejscowość Chan Szajchun, o który Stany Zjednoczone oskarżyły reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada. W ataku chemicznym zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci.