Przestępcy zwykle zostawiają na miejscu zbrodni ślady DNA. Dzięki nim można powiązać sprawę z konkretną osobą, o ile jej dane są w bazie. Ale w Polsce dzieje się tak wyjątkowo rzadko - ujawnia "Rzeczpospolita".

W Wielkiej Brytanii w latach 2001 - 2011 dane z bazy pozwoliły wykryć prawie 400 tys. sprawców przestępstw. Dzięki polskiej, która działa od czterech lat, zaledwie 56. Takie liczby przytacza prof. Józef Wójcikiewicz z Katedry Kryminalistyki i Bezpieczeństwa Publicznego UJ. "Polska baza danych DNA to kpina. Na koniec ubiegłego roku było w niej tylko 0,07 proc. populacji" - ocenia profesor.

Polska baza DNA znajduje się w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji. "Obecnie mamy 32 tys. profili DNA, w tym ok. 2,5 tys. należących do NN, czyli osób niezidentyfikowanych" - mówi Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. W bazie są też m.in. profile genetyczne podejrzanych o popełnienie przestępstw ściganych z oskarżenia publicznego, poszukiwanych oraz nieprzypisane do konkretnej osoby ślady z miejsc przestępstw.

"Umieszczenie profilu DNA w bazie może zlecić każdy, kto prowadzi postępowanie przygotowawcze: policjant, prokurator, sędzia czy celnik" - tłumaczy Puchalska. "Sądy i prokuratorzy rzadko wydają decyzje, na mocy których dane trafiają do bazy" - podkreśla prof. Józef Wójcikiewicz. Jego zdaniem przepisy nie zachęcają śledczych do większej aktywności w tej sprawie. Nie nakazują bowiem wprost, by każdy wykonany profil DNA trafił do ogólnopolskiej bazy.

"Policjanci i prokuratorzy skupiają się na wyjaśnieniu konkretnej sprawy, a nie myślą, że dodane do bazy informacje mogą się przydać do innego śledztwa czy szukania zaginionych. To też kwestia mentalności i rutyny" - uważa Jerzy Biederman z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.