Europarlament poparł w czwartek decyzję szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton ws. organizacji i funkcjonowania służby dyplomatycznej. Przy rekrutacji dyplomatów zachowana ma być równowaga płciowa i geograficzna, co w 2013 r. zweryfikuje specjalny raport.

Za głosowało 549 eurodeputowanych, przeciwko 78, zaś 17 wstrzymało się od głosu. Tym samym po siedmiu miesiącach burzliwych negocjacji między Ashton a ministrami spraw zagranicznych "27" i sprawozdawcami PE, eurodeputowani poparli decyzję o organizacji i funkcjonowaniu Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ), jak oficjalnie nazywa się tworzony korpus dyplomatyczny. Ta nowa quasi-instytucja, z własnym budżetem i ponad 130 ambasadami UE na świecie, ma zapewnić UE spójny i silny głos na arenie międzynarodowej.

Najpewniej jeszcze w lipcu, jak powiedziały PAP źródła bliskie Ashton, ogłosi ona pulę nazwisk na najważniejsze stanowiska w ESDZ. Ta pula będzie obejmować nie tylko stanowisko sekretarza generalnego i jego dwóch zastępców, ale też kilku dyrektorów w centrali i niektórych ambasadorów. Polak, minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz jest regularnie wymieniany na jednego z zastępców sekretarza generalnego - zarówno przez otoczenie Ashton jak i dyplomatów różnych krajów. Ale ostatecznej decyzji wysoka przedstawiciel jeszcze nie ogłosiła.

Sprawozdawcy PE uznali, że spełniony został ich główny postulat w negocjacjach, a mianowicie zachowanie tzw. metody wspólnotowej przy budowie ESDZ. Początkowo bardzo obawiali się, że służba będzie zbyt podporządkowana państwom członkowskim. Ostatecznie PE uzyskał gwarancje kontroli budżetowej i politycznej nad ESDZ (np. ambasadorzy UE mają występować przed PE), co jak mówił sprawozdawca, lider liberałów Guy Verhofstadt, "pozwoli, by ESDZ działała w interesie całej UE, a nie interesów poszczególnych państw". "To do pani należy teraz określenie tego, czym jest ten wspólny interes" - zwrócił się do Ashton.

"Bardzo dziękuję za poparcie, a nieprzekonanych - mam nadzieję - przekona w przyszłości działająca ESDZ" - mówiła Ashton. Szefowa unijnej dyplomacji liczy, że ESDZ będzie w pełni operacyjna najpóźniej 1 grudnia, czyli w pierwszą rocznicę wejścia w życie Traktatu z Lizbony, który zapowiedział stworzenie tej służby. Zapewniła, że przy rekrutacji do ESDZ będzie wybierać dyplomatów "jak najbardziej kompetentnych", dbając o równowagę geograficzną i płciową. "Będziecie mogli mnie z tego rozliczyć" - zapewniała m.in. polskich europosłów, którzy apelowali o zatrudnianie pracowników z nowych państw UE.



Pod głosowanie eurodeputowanych zostało poddane porozumienie osiągnięte w czerwcu między Ashton, sprawozdawcami PE a Radą UE (ministrami spraw zagranicznych "27"). Zgodnie z nim, jedna trzecia pracowników ma pochodzić z krajów UE (dyplomaci narodowi), a reszta ma być przeniesiona z unijnych instytucji (głównie z Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE).

"Rekrutacja opiera się na kompetencjach i gwarantuje odpowiednią równowagę geograficzną i płciową. W skład personelu ESDZ wchodzi znacząca liczba obywateli ze wszystkich państw członkowskich. Przegląd przewidywany na rok 2013 powinien również obejmować tę kwestię, jeżeli to konieczne - wraz z sugestiami dotyczącymi dodatkowych specjalnych środków mających skorygować ewentualny brak równowagi" - brzmi fragment decyzji.

Nie ma mowy o kwotach narodowych, ale w 2013 roku sporządzony zostanie raport na temat równowagi geograficznej i jeśli okaże się, że są istotne problemy, to wprowadzone zostaną korekty.

Zgodnie z przyjętą rezolucją i ze stanowiskiem PE, te "dodatkowe środki specjalne, mające zwiększyć równowagę geograficzną i płciową, powinny obejmować w przypadku równowagi geograficznej środki analogiczne do tych przewidzianych rozporządzeniem Rady z 2004 roku". Chodzi o kwoty przyjęte w 2004 r. w Komisji Europejskiej dla urzędników z nowych państw członkowskich. Ten zapis zaproponował Jacek Saryusz-Wolski (PO), który od samego początku negocjacji zaangażował się na rzecz zagwarantowania sprawiedliwej reprezentacji państw w ESDZ. Obecnie w Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE, która ma być przeniesiona do ESDZ, na ok. 600 pracowników pracuje zaledwie około 30 Polaków.

Jak powiedziała w środę PAP rzeczniczka Ashton, Maja Kocjanczicz, Ashton nie ma nic przeciwko poprawce Saryusz-Wolskiego, bo "mieści się ona w porozumieniu madryckim", a sama decyzja o utworzeniu ESDZ nie została zmieniona. Dodatkowy zapis PE - wyjaśniła rzeczniczka - nie przesądza, że kwoty narodowe na pewno powstaną, ale mogą być jedną ze spraw do podjęcia, jeśli okaże się, że w ESDZ nie będzie równowagi geograficznej.. Ostatnie słowo będzie w tej sprawie należeć do państw UE. Na czwartek zaplanowano posiedzenie ambasadorów państw UE, którzy ocenią, czy przyjęta przez PE rezolucja jest zgodna z porozumieniem madryckim. Formalna decyzja ministrów spraw zagranicznych zapowiedziana jest na 26 lipca. Dotychczas kraje sprzeciwiały się ustanowieniu kwot narodowych. "Ta poprawka jest miękka, niczego nie przesądza, więc nie powinno być problemów" - powiedział PAP pragnący zachować anonimowość unijny dyplomata.

Ashton planuje, że w służbie - w brukselskiej siedzibie, jak i w delegacjach na świecie - znajdzie pracę 1150 pracowników na stanowiskach administracyjnych do 2013 roku (a łącznie z asystentami i pracownikami lokalnymi w ambasadach UE w ESDZ ma pracować do 6 tys. osób). W tym roku - jak mówiły źródła bliskie Ashton - planuje się zatrudnienie nie więcej niż 100 dyplomatów z państw członkowskich.

Zgodnie z porozumieniem, Ashton będzie mogła być zastępowana na poziomie politycznym (czyli np. w debatach w PE) przez komisarzy oraz szefów MSZ z tzw. trojki, czyli trzech państw sprawujących po sobie przewodnictwo w UE (w przyszłym roku będzie to także minister Radosław Sikorski, bo Polska sprawuje przewodnictwo w drugiej połowie 2011 r.). Szefowie MSZ będą też mogli pełnić rolę wysłanników UE w ten czy inny rejon świata lub do jakiegoś kraju, jeśli Ashton z powodu np. nadmiaru obowiązków nie będzie mogła sama pojechać. Polska już wcześniej zgodziła się na tę propozycję.