Naiwna byłaby wiara w to, że moralna przegrana, oskarżenia o najgorszą ze zbrodni i nakazy aresztowania czołowych polityków sprawią, że Izrael przeprosi za błędy i zgodzi się na sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu z Palestyńczykami.

Na kilka godzin przed ogłoszeniem decyzji o zawieszeniu broni między Izraelem a Hamasem izraelski fotograf Oren Ziv opublikował w swoich mediach społecznościowych zdjęcia Strefy Gazy. Przedstawiają one palestyńską enklawę z perspektywy, z której zobaczyć ją może każdy Izraelczyk. Fotografie wykonane zostały bowiem z punktu widokowego, który w ostatnich miesiącach był celem licznych wycieczek organizowanych przez żydowskich osadników.

Pielgrzymki te wyglądały dość kuriozalnie: uśmiechnięte rodziny z dziećmi dyskutowały o planach zasiedlenia Gazy po wojnie i pozowały do zdjęć na tle zniszczonego, zagłodzonego i upokorzonego skrawka ziemi, na którym bez dachu nad głową gnieździ się ok. 2 mln osób. Zdjęcia Ziva dobrze obrazują skalę zniszczeń, które podziwiali z oddali osadnicy:

Gaza wygląda na nich jak gruzowisko. Porównania z Warszawą w 1944 r. nie są przesadzone.

Wskazuje na to również grudniowa analiza zdjęć satelitarnych wykonana przez UNOSAT, centrum satelitarne ONZ. Wynika z niej, że od początku wojny Siły Obronne Izraela (IDF) uszkodziły lub zniszczyły 69 proc. tamtejszej zabudowy: wszystkie uniwersytety i ponad 90 proc. szkół, większość szpitali i ośrodków zdrowia, muzea, biblioteki, ok. 245 tys. mieszkań, Wielki Meczet w Gazie i Kościół Świętego Porfiriusza. Lista jest długa. Jakiś czas temu ONZ szacował, że proces odbudowy może zająć nawet 80 lat.

Dołóżmy do tego ofiary wśród palestyńskiej ludności. Ministerstwo zdrowia szacuje, że w Strefie Gazy zginęło dotychczas 46 tys. ludzi.

Organizacje międzynarodowe uznają te dane za wiarygodne, zaś z badania opublikowanego niedawno w prestiżowym czasopiśmie naukowym “Lancet” wynika, że mogą być one zaniżone o nawet 40 proc.

Moralny upadek

W takich warunkach, 15 miesięcy po wybuchu wojny, do której doszło po brutalnym ataku Hamasu na Izrael, obie strony zgodziły się zawrzeć porozumienie o zawieszeniu broni. Ustalono, że zostanie ono podzielone na trzy etapy i potrwa w sumie 18 tygodni. Hamas ma uwolnić wszystkich zakładników, zaś Izrael umożliwić wzrost dostaw pomocy humanitarnej do Gazy. Obie strony mają wykorzystać ten czas na doprowadzenie do ostatecznego zakończenia wojny. Czy się uda - nie wiadomo. Można jednak założyć, że nawet jeśli dojdzie do wznowienia walk, to ich najbardziej intensywna faza jest już za nami. To dobry moment na podsumowania.

Izrael nie osiągnął swojego głównego celu, jakim było całkowite zniszczenie Hamasu, ale nie można odmówić mu sukcesów militarnych.

Znacząco osłabił zarówno palestyńską bojówkę, jak również jej sojuszników z libańskiego Hezbollahu i - być może przede wszystkim - Iran, swojego arcywroga, który wspierał obie organizacje. W regionie zachodzą obecnie ogromne zmiany polityczne, które przechylają szalę na korzyść Izraela. Przynajmniej na razie.

Osobisty sukces odniósł też premier kraju Binjamin Netanjahu. Utrzymał się u władzy, mimo że w pierwszych miesiącach wojny jego poparcie szurało po dnie, a Izraelczycy nawoływali do jego dymisji, oskarżając go o dopuszczenie do ataku Hamasu, w którym zginęło ponad 1 tys. osób. Swój cel zapewne osiągnie też Amiad Cohen, doradca Netanjahu, z którym rozmawiałam w Jerozolimie na kilka dni przed rozpoczęciem majowej inwazji na Rafah. - Palestyńczycy przez następne pięć lat mają żyć w namiotach pod kontrolą wojska - mówił w wywiadzie dla DGP.

Moralnie Izrael jednak tę wojnę przegrał. W pierwszych miesiącach wojny po stronie Palestyńczyków opowiadali się głównie ludzie młodzi i lewicujący. Jako pierwsi ostrzegali, że w Gazie może dojść do ludobójstwa. Na takie zamiary wskazywały wypowiedzi niektórych izraelskich przywódców. Na przykład ówczesnego ministra obrony Jo’awa Galanta, który mówił, że Izrael walczy z “ludzkimi zwierzętami” i że “zarządził całkowite oblężenie Strefy Gazy, odcięcie jej od elektryczności, żywności, paliwa, wszystkiego” (dziś polityk ten ścigany jest wraz z Netanjahu nakazem aresztowania Międzynarodowego Trybunału Karnego za zbrodnie popełnione na Palestyńczykach).

Mimo to na Zachodzie na początku dominowała narracja, że działania Izraela są uzasadnione, że nie może on przecież dopuścić do kolejnego 7 października. Amerykanie i Europejczycy wypisali mu czek in blanco na odpowiedź w Strefie Gazy. Choć protesty w obronie Palestyny były spore i głośne, to w gruncie rzeczy krytyka Izraela była niepopularna. Być może dlatego władze kraju poczuły się zbyt pewnie i uznały, że mogą przekraczać w Gazie wszelkie granice.

Stosunek zachodnich społeczeństw zaczął się z czasem zmieniać. W Polsce przełomowym momentem było zabójstwo polskiego wolontariusza Damiana Sobola przez izraelskich żołnierzy w kwietniu ubiegłego roku. W bestialskim ataku na konwój humanitarny organizacji World Central Kitchen zginęło w sumie siedem osób, w tym obywatele Wielkiej Brytanii, USA czy Australii. Ambasador Izraela Ja’akow Liwne, który gościł później w Kanale Zero, kilkakrotnie odmówił na antenie przeproszenia Polaków za ten incydent. Reakcja dyplomaty wywołała u nas burzę.

Słowo na "L"

Również oceny ekspertów z miesiąca na miesiąc stawały się coraz bardziej jednoznaczne. Jeszcze w maju 2024 r. Omer Bartov, pochodzący z Izraela wybitny badacz ludobójstwa, mówił mi, że w Gazie dochodzi do zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Sugerował jednak, że ludobójstwo to wciąż za duże słowo. Kilka miesięcy po naszej rozmowie opublikował na łamach brytyjskiego “Guardiana” tekst, w którym przyznał, że zmienił zdanie w tej sprawie. “Dziś jestem przekonany, że przynajmniej od ataku IDF na Rafah nie można już zaprzeczać, że Izrael jest zaangażowany w systematyczne zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i ludobójstwo” - napisał.

Wkraczając do Rafah, Izraelczycy pokazali zdaniem Bartova, że ostatecznym celem całego przedsięwzięcia od samego początku było uczynienie z całej Strefy Gazy obszaru niezdatnego do życia i osłabienie jej ludności do takiego stopnia, aby albo wymarła, albo zdecydowała się na ucieczkę. Innymi słowy - tłumaczył Bartov - retoryka izraelskich przywódców przełożyła się na rzeczywistość. “Zgodnie z Konwencją ONZ o ludobójstwie z 1948 r., Izrael działa z zamiarem zniszczenia, w całości lub w części, ludności palestyńskiej w Strefie Gazy” - skwitował badacz z Uniwersytetu Browna.

Słowo “ludobójstwo” coraz częściej przebija się także w izraelskiej debacie publicznej.Jeśli to nie jest ludobójstwo, to jak inaczej nazwiemy masowe mordy, których się dopuszczamy? Jak nazwiemy umierające na szpitalnych korytarzach dzieci i głodnych cywilów uciekających przed nieustannym bombardowaniem?” - pytał jakiś czas temu dziennikarz Gideon Levy na łamach “Ha-Areca”.

Zachód przymyka oko

Naiwna byłaby jednak wiara w to, że moralna przegrana, oskarżenia o najgorszą ze zbrodni i nakazy aresztowania czołowych polityków sprawią, że Izrael zrobi rachunek sumienia, przeprosi za błędy i zgodzi się na sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu z Palestyńczykami. Krytyczne głosy prawników, intelektualistów i liberalnych dziennikarzy to za mało.

Zmiana musiałaby zajść także wśród tych, którzy z punktu widokowego na południu Izraela z zadowoleniem obserwują spadające na Palestyńczyków bomby.

Do autorefleksji Izraelczyków nie zachęca jednak świat Zachodu. Za państwem tym wciąż stoi potężna machina amerykańskiego wsparcia, które zapewne wzrośnie jeszcze bardziej, gdy 20 stycznia na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych zaprzysiężony zostanie Donald Trump. Również Europejczycy wzmacniają w Izraelu poczucie bezkarności. W tym tygodniu wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski w głośnym wywiadzie dla Radia Zet przyznał, że w sprawie zamordowanego przez IDF Sobola nie otrzymaliśmy żadnych nowych informacji, mimo że takie były zapewnienia strony izraelskiej. Wiele wskazuje na to, że się w tej sprawie poddaliśmy i nigdy nie wyjaśnimy jej do końca. Co gorsza, niecały rok po tych tragicznych wydarzeniach zdecydowaliśmy się nagrodzić Netanjahu. Choć polscy przywódcy wielokrotnie podkreślali, że będziemy przestrzegać wyroków MTK, to prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk zgodzili się zapewnić izraelskiemu przywódcy ochronę przed aresztowaniem, gdyby zjawił się na obchodach wyzwolenia obozu w Auschwitz.

Skoro Izrael nie spotyka się z żadnymi sankcjami za swoje działania w Gazie, nawet kiedy uderzają one bezpośrednio w naszych obywateli, to dlaczego miałby się zmieniać?