Decyzja PKW o odroczeniu obrad do „czasu systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego” miała stanowić ucieczkę do przodu w kwestii subwencji dla PiS. Sprawa postawiła jednak znaki pytania nad prawidłowym przebiegiem przyszłorocznej elekcji prezydenta. – Sąd Najwyższy odgrywa istotną rolę w procesie wyborczym, bo sprawuje kontrolę nad legalnością działań PKW. Stąd też mój niepokój wywołany poniedziałkową decyzją PKW. Wyobraźmy sobie sytuację, w której PKW nie zarejestruje jakiegoś kandydata na prezydenta, a po rozpatrzeniu skargi Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN uzna, że ten kandydat powinien zostać jednak zarejestrowany. Co wydarzy się w praktyce? Czy to orzeczenie zostanie uznane? – zastanawia się w rozmowie z DGP dr Marcin Szwed z UW, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
I jak dodaje, brak wykonania takiego orzeczenia przez PKW może rodzić kolejne problemy polegające na podważaniu wyników wyborów. – W czarnym scenariuszu może wydarzyć się wręcz tak, że prezydent złoży co prawda ślubowanie przed Zgromadzeniem Narodowym, ale część sceny politycznej będzie podważała legalność jego wyboru. To doprowadzi do jeszcze większego chaosu – wskazuje dr Szwed.
Coraz więcej niepewności
W sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Na stole leżą w zasadzie dwa scenariusze. Albo PKW okaże się pryncypialna i żadnych postanowień SN nie będzie wykonywać, albo pojawi się tu niekonsekwencja, co jednak ułatwi przebieg wyborów prezydenckich. Która z dróg jest bardziej realna? Dziś próżno szukać jasnej odpowiedzi.
O tym, że w Krajowym Biurze Wyborczym – które odpowiada za organizacyjny, finansowy i techniczny aspekt wyborów – obawy są ogromne, informowaliśmy na początku grudnia. – Mam wrażenie, że cała ta sprawa z odebraniem PiS-owi subwencji stała się gorącym kartoflem. Większość w PKW nie ma jak z tego wybrnąć – mówi nam nieoficjalnie rozmówca z KBW.
Paweł Gieras, członek PKW i autor poniedziałkowego wniosku o odroczenie obrad, w rozmowie z DGP zapewnia natomiast, że „wybory na prezydenta będzie można przeprowadzić zgodnie z przepisami kodeksu wyborczego”. – PKW na pewno będzie się stosować do obowiązujących przepisów i procedur. Natomiast problemem może się okazać rozstrzyganie spraw w trybie wyborczym przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Istnieje bowiem uzasadniona wątpliwość, czy orzeczenia tej izby – w świetle orzecznictwa europejskich trybunałów – da się uznać za orzeczenia Sądu Najwyższego – mówi Gieras.
I jak dodaje: – PKW w poniedziałek nie wypowiedziała się, czy uznaje postanowienia Izby Kontroli Nadzwyczajnej, czy też nie. (...) Wstrzymaliśmy procedowanie tej sprawy, aby dać impuls ustawodawcy i osobom zasiadającym w tej izbie, aby się zastanowiły, czy chcą pogłębiać chaos prawny w tak wrażliwych sprawach, jak proces wyborczy. Czekamy na systemowe rozwiązanie problemu.
Zdaniem członka PKW sprawy związane z procedurą wyborczą, w tym kwestia stwierdzenia ważności wyborów, powinny zostać przekazane do innej izby SN. – Gdyby tak się nie stało, PKW będzie musiała indywidualnie podchodzić do każdego przypadku, ważyć dobra i rozstrzygać w nadrzędnym interesie demokratycznego procesu wyborczego. Wierzę jednak, że do takich dylematów nie dojdzie, zwycięży odpowiedzialność i osoby o kwestionowanym statusie powstrzymają się od orzekania – wskazuje rozmówca DGP.
Reforma potrzebna na wczoraj
Na mocy obowiązujących przepisów trudno jednak mówić o przekazywaniu spraw wyborczych do innej izby. Kwestię tę reguluje ustawa o Sądzie Najwyższym z 8 grudnia 2017 r. W art. 26 wskazano, że właściwą izbą do rozpoznawania „protestów wyborczych i protestów przeciwko ważności referendum ogólnokrajowego i referendum konstytucyjnego” oraz stwierdzania „ważności wyborów i referendum, a także spraw, w których złożono środki odwoławcze od uchwał PKW” jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Problem ten dostrzega również minister sprawiedliwości Adam Bodnar. – Być może potrzebna jest szybka nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym i przekazanie tej kompetencji do takiej izby, w której zasiadają prawdziwi sędziowie Sądu Najwyższego, albo po prostu (przekazanie – red.) do pełnego składu Sądu Najwyższego – stwierdził w TVN24. Jak jednak dodał, pomysł ten znajduje się „w sferze planów”.
Potencjalna reforma musiałaby nie tylko być procedowana w ekstraordynaryjnym tempie, lecz także zyskać przychylność Pałacu Prezydenckiego. Na to się jednak nie zanosi. – Jeżeli ktoś kwestionuje jedną z izb Sądu Najwyższego, jeżeli używa określenia „neosędziowie”, to tym samym kwestionuje prezydencką prerogatywę powoływania sędziów, trwałość i stabilność tej prerogatywy. Absolutnie nigdy się z tym nie zgodzę i zawsze będę bronił sędziów, którzy otrzymali powołania i złożyli ślubowania przed prezydentem Rzeczypospolitej – podkreślił na konferencji prasowej Andrzej Duda. ©℗